WSA+NSA: IV SAB/Wa 348/16 - ślepe wmawianie mi tematu skargi + złośliwy błąd naukowy. "UWALAĆ SPRAWY MOŻLIWIE WCZEŚNIE, BEZ WNIKANIA"

Skandaliczne orzeczenia lub zachowania sądów. W sprawach Piotra Niżyńskiego. Czy z naszych podatków utrzymujemy darmozjadów, a politycy i tak wygrają, co zechcą?
piotrniz
Site Admin
Posty: 430
Rejestracja: śr mar 18, 2015 1:11 pm

WSA+NSA: IV SAB/Wa 348/16 - ślepe wmawianie mi tematu skargi + złośliwy błąd naukowy. "UWALAĆ SPRAWY MOŻLIWIE WCZEŚNIE, BEZ WNIKANIA"

Post autor: piotrniz »

Akta sfilmowane można oglądać na YouTube na https://www.youtube.com/watch?v=cAFtM2tiivk: Wideo pokazuje przegląd 2 różnych spraw -- ta omawiana tutaj jest widoczna przez pierwsze 6 i pół minuty.
Co znamienne, sygnatura tej sprawy jest zapewne ustawiona -- idzie w parze z apelacją karną (1348/16 zupełnie gdzie indziej, bo w Sądzie Okręgowym w Warszawie -- w porównaniu z nrem tej sprawy w WSA: 348/16) w sprawie z jego oskarżenia prywatnego przeciwko taksówkarzowi. Jest to pokazane na filmie, a także omówione na blogu http://www.bandycituska.pl we wpisie z 23.05.2017. W dodatku terminy tych dwóch spraw: sprawy w WSA i apelacji karnej w Sądzie Okręgowym przydzielono w 2 kolejnych dniach (19. grudnia i 20. grudnia). Wskazuje to na specjalne traktowanie akurat mnie przez sekretarki. Pewnie cały lub prawie cały ten sąd jest zamieszany w nielegalne szpiegowanie i pomaganie w nim -- już przechadzając się po jego parterze widać, że pani z kasy pracuje zawsze z wyjątkiem ostatniego dnia miesiąca, kiedy to pracuje o 3-4 godziny krócej, z czego można wnioskować, że wtedy akurat mnie śledzi, bo niby co innego miałaby robić i czemu akurat wtedy jej etat miałby się nie realizować (skoro wiadomo, że w sądach generalnie ten problem śledzenia mnie jest, na co wskazują ww. kwestie oraz słowa spikerów). A zatem skoro raz w miesiącu 4 godziny (połowa dnia roboczego), a miesiąc ma np. 25-26 dni roboczych, to ludzi "pracujących" przy śledzeniu musi być 52, czyli pewnie większość sądu, jeśli nie w ogóle cały ten sąd. To tak na marginesie, bo pewnie też ucisk kontroli skarbowej dał się we znaki -- sama rozbrzmiewająca w budynku tortura to, jak widać, dla nich za mało, jeśli chodzi o wymagania.

OBJAŚNIENIE PRZEDMIOTU ZGŁOSZONEJ PRZEZE MNIE SPRAWY:
Wysłałem pod koniec 2012 r. pismo do Policji (jest o nim mowa na blogu http://www.bandycituska.pl -- patrz pasek na dole bloga z listą wpisów, wpis z 25/01/2013 Dotychczasowe "sukcesy" w organach ścigania w sprawie śledzenia) stanowiące wniosek o wszczęcie postępowania karnego. Pismo miało treść: "Ja i mój komputer jesteśmy od lat nielegalnie inwigilowani z użyciem odbiorników promieniowania elektromagnetycznego. Proszę o ściganie tych przestępstw". W kartotekach policyjnych później po latach, przy obsłudze moich skarg, znalazły się nawet wzmianki na temat tego pisma, poza tym załączyłem jako dowód zapisy na blogu oraz zgłosiłem gotowość zeznawania. Mimo to wtedy pod koniec 2012 r. przyszła jedynie odpowiedź w postaci pisemka, karteczki na pół czy ćwierć strony A4, opatrzonej logo Policji i oznakowanej jako pochodząca z wydziału prewencji, która nie zawierała informacji o możliwości odwołania się, a jedynie wzywała do przedstawienia dodatkowych dowodów. Następnie po miesiącu czy dwóch wrzucono mi do skrzynki kolejne takie pisemko informujące, że w braku dodatkowych dowodów sprawa nie została rozpatrzona. Nie było pouczenia o możliwości zażalenia do sądu ani zatwierdzenia pisma jako postanowienia przez prokuratora. Nie było tam nawet nagłówka "postanowienie". Takie potraktowanie pisma procesowego karnego było nielegalne, ponieważ zgodnie z Kodeksem postępowania karnego pisma tego typu obsługuje się procesowo, tzn. w trybie k.p.k., i niezwłocznie (a na pewno nie później niż po 6 tygodniach) należy przysłać postanowienie o wszczęciu lub odmowie wszczęcia dochodzenia, zawierające też stosowne pouczenie i zatwierdzone jeszcze przez prokuratora (a więc sprawę trzeba było też podesłać do prokuratury, taka rola Policji) -- p. art. 305 § 1 k.p.k., w tym przypadku stosowany za pośrednictwem art. 325a § 2 k.p.k.).
Po 2 latach już tych akt nie było, zostały zniszczone. To się nie zdarza w odniesieniu do akt postępowań karnych (w tym w fazie śledztwa/dochodzenia, a nawet po odmowie śledztwa/dochodzenia) -- np. w prokuraturze trzymają akta karne minimum 5 lat. Wskazuje to i ujawnia, że te (akurat moje!) zostały źle oznaczone i wpisane do złego repertorium, co naruszyło me prawa, a co w sumie dosyć późno wyszło na jaw.
Jakiś żarcik oczywiście to był z telewizji, bo wtedy bardzo zajmowałem się izolowaniem elektromagnetycznym komputera i pokoi w celu zlikwidowania problemu śledzenia ekranu, co nawet przez pewien czas stosowałem z pełnym powodzeniem. Potem ze względu na bezdomność czy nawet tułaczkę (mieszkałem co najwyżej w mieszkaniach albo wręcz w pokojach hotelowych, a nie w domach, co utrudniało tworzenie różnych izolowanych pomieszczeń) oraz ze względu na inne pilniejsze problemy na głowie zaniedbałem sprawy ochrony komputera, choć może nie tak zupełnie, bo jeszcze ok. lipca-września 2014 r. się tym zajmowałem, a potem w 2016 r., wcześniej może też miałem jakieś osłonki. W każdym razie wtedy bardzo na czasie ze względu na bieżące zajęcia był temat "sprawę należy odesłać do prewencji... to jest sprawa do prewencji... proszę się dobrze zabezpieczać i tyle". Ot czyjeś poczucie humoru, może Tuska.

Moja skarga do WSA była więc skargą na czynność z zakresu administracji publicznej, którą wniosłem w reakcji na brak akt, odmowę wykonania kserokopii ze względu na to, że już zostały zniszczone; konkretną czynnością skarżoną było tu bodajże błędne przypisanie akt do repertorium i ustalenie okresu trwałości akt oraz nieprzekazanie ich funkcjonariuszowi mogącemu je obsługiwać tak, jak należy, tzn. w trybie k.p.k. Myślę, że to ważne sprawy, które niewątpliwie należą do jakiejś tam standardowej pracy komend, sekretariatów. Zauważmy, że pojęcie "administracji" stosuje się rutynowo, nagminnie w samym prawie na oznaczenie czynności, nawet sądowych, nie będących pracą orzeczniczą. Na przykład na oznaczenie takich czynności, jak gospodarka aktami czy przydzielanie sędziego. (Jest nawet pewien standard prawny, który sprowadza się do tego, że Minister Sprawiedliwości powinien w sądach móc zarządzać ich administracją, a więc wszystkimi dziedzinami ich działania, z wyjątkiem samego orzekania.) Takie tematy, jak gospodarka aktami (ile lat się je przechowuje, jak się je oznacza, tzn. jako akta w jakim repertorium i w jakim typie sprawy, a także do którego sędziego trafiają), są zgodnie z ustawą Prawo o ustroju sądów powszechnych (p. np. jej art. 8) unormowane rozporządzeniami i zarządzeniami Ministra Sprawiedliwości: Regulamin urzędowania sądów powszechnych, Zarządzenie Ministra Sprawiedliwości z dnia 12 grudnia 2003r. w sprawie organizacji i zakresu działania sekretariatów sądowych oraz innych działów administracji sądowej (Dz.Urz. MS z 2003 r. Nr 5, poz. 22 ze zm.). Już zatem choćby przez analogię do stosowania tam owego terminu prawniczego uzasadniony jest wniosek, że problematyka administracji publicznej sięga aż tak daleko.
Co więcej, w sądach administracyjnych ewidentnie potrafią zajmować się problemami w Policji. Przykładem może być sprawa zwolnienia policjanta, który już po godzinach pracy źle się zachowywał, przez co zwolniono go rozkazem Komendanta Głównego Policji. Zaskarżony on został, jako zapewne inna czynność z zakresu administracji publicznej, do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego (ciekawe, bo nie do sądu pracy) i spotkało się to nawet z uznaniem sądów administracyjnych, nikt nie zarzucał, że "to nie leży w ich właściwości", że "oni się tym nie zajmują". (Sygnatura akt w NSA: I OSK 656/16, oto jeszcze artykuł w Rzeczpospolitej. Inna taka sprawa w NSA: I OSK 1853/13, p. artykuł w Lex.pl.)
Sprawa więc omówionego nadużycia policyjnego, jakie miało miejsce w następstwie złożenia przeze mnie zawiadomienia, była, jak by się wydawało, bardzo nadająca się do rozpatrzenia w takim sądzie -- sądzie administracyjnym (art. 3 § 2 pkt 4 p.p.s.a. -- "inne czynności z zakresu administracji publicznej"), a właśnie niezbyt na miejscu w sądzie cywilnym ze względu na brak czynu niedozwolonego (konkretnej szkody materialnej) -- chyba że by się dopatrywać nieco pod lupą jakiegoś dobra osobistego w postaci "godności i poczucia pewności oraz bezpieczeństwa tego, że się będzie właściwie potraktowanym" (np. w sprawie I CSK 358/07 SN dopatrzył się takiego dobra osobistego). Jednakże w takim trybie uznaliby obecnie sprawę za przedawnioną. W sądach administracyjnych natomiast co do zasady można też zażądać zasądzenia jakiegoś zadośćuczynienia nie wyliczonego dokładnie na podstawie dokumentów, niejako więc "nawiązki na rzecz pokrzywdzonego" o charakterze represyjnym (albo też, na podstawie tego samego przepisu, grzywny dla organu jednoosobowego - osoby fizycznej, a więc zapłaty na konto Skarbu Państwa). Odsyłam w tej materii do ustawy "Prawo o postępowaniu przed sądami administracyjnymi" (taka szansa na zasądzenie okrągłej, na oko przez sędziego dobranej sumy występuje też w sprawach cywilnoprawnych o zadośćuczynienie za naruszenie dobra osobistego, np. także w sprawach o to przeciwko Skarbowi Państwa). W każdym razie dużo bardziej do ścigania takich naruszeń prawa z samej istoty tego, jak skonstruowane jest postępowanie, nadają się, jak by się wydawało, sądy administracyjne, jest to temat stanowiący rdzeń ich codziennych zainteresowań, w każdym razie w myśl ustawy -- prawo powinno tu być po mojej stronie. W art. 3 § 2 pkt 4 Prawa o postępowaniu przed sądami administracyjnymi czytamy:
Kontrola działalności administracji publicznej przez sądy administracyjne obejmuje orzekanie w sprawach skarg na inne niż decyzje i postanowienia czynności z zakresu administracji publicznej dotyczące uprawnień lub obowiązków wynikających z przepisów prawa (...).
Jak zaś wygląda praktyka? Sąd administracyjny -- najpierw niższego szczebla, czyli wojewódzki, następnie Naczelny Sąd Administracyjny, czyli krajowa centrala w takich sprawach i instancja ostateczna -- stwierdził szybkościowo, bez rozpatrywania sprawy na rozprawie, że to się w ogóle nie nadaje do rozpoznawania przez sąd administracyjny. Ja w swoich pismach przytaczałem kilka definicji administracji publicznej pochodzących z książek, ale żadna z nich nie pozwalała uznać, że sposób przydzielania funkcjonariusza do obsługi sprawy (z jakiego wydziału? kryminalnego czy prewencji?), a także sposób oznaczenia akt (innymi słowy: określenie, jaki to typ sprawy, gdzie przechowuje się teczkę) skutkujący terminem ich zniszczenia, nie nadaje się do uznania za czynność z tego zakresu. Co więcej, idąc tropem art. 3 p.p.s.a. (Prawa o postępowaniu przed sądami administracyjnymi), sama skarżona czynność może przecież nie być przewidziana przepisami prawa (nie chodzi mi już tu nawet o wnioski z prawa, konieczności z niego wynikające, lecz o przypadki, gdy w ogóle coś nie ma żadnego oparcia w prawie). Przecież właśnie dlatego ludzie typowo idą do sądów, że ich potraktowano nielegalnie -- a więc sprzecznie z prawem, a nie w oparciu o nie. Czynność (nie będąca wydaniem papierowego orzeczenia), by mogła być zaskarżona w trybie administracyjnym, musi tylko dotyczyć uprawnień lub obowiązków wynikających z przepisów prawa, a więc istnieje pewien zbiór tematów, szerszy niż sam tylko zbiór tego, co legalne, które w jakiejś relacji do uprawnień i obowiązków ustawowych pozostają i dlatego podlegają kognicji sądu administracyjnego.

Poniżej, dla wyrobienia sobie zdania przez czytelnika, przytaczam przykładowe definicje administracji publicznej pochodzące z książek, a więc ze świata wyższych uczelni (prawa, a w dodatku w odniesieniu do administracji publicznej, uczono u nas już co najmniej w XIX w. i mieliśmy od tego już wtedy profesorów):
Administracja publiczna jest to przejęte przez państwo i realizowane przez jego zawisłe organy, a także przez organy samorządu terytorialnego, zaspokajanie zbiorowych i indywidualnych potrzeb obywateli wynikających ze współżycia ludzi w społecznościach.
(J. Boć: "Administracja publiczna", Kolonia Limited, Wrocław 2003, s. 8)
Podobnie K. Sobczak, H. Izdebski, M. Kulesza, I. Lipowicz. Przykładowo wg I. Lipowicz:
Administracja jest to system złożony z ludzi, zorganizowany w celu stałej i systematycznej skierowanej ku przyszłości realizacji dobra wspólnego jako misji publicznej polegającej głównie (choć nie wyłącznie) na bieżącym wykonywaniu ustaw, wyposażonych w tym celu we władztwo państwowe oraz środki materialno-techniczne.
Administrację określić możemy najogólniej jako planowaną i stało działalność dla zaspokojenia potrzeb. Jeżeli działalność ta będzie miała na celu zaspokojenie potrzeb państwa lub innego związku prawa publicznego, wtedy będziemy mieli do czynienia z administracją publiczną. Zasady normujące tę działalność to właśnie prawo administracyjne. Pozostaje ono w bardzo ścisłym związku z prawem państwowym. Zaspokajanie potrzeb jednostki prywatnej lub też państwa, gdy działa ono jako jednostka prywatna (prowadząc np. jakieś przedsiębiorstwa), jest administracją prywatną. Działalność ta podlega przepisom prawa prywatnego.
(B. Wasiutyński: "Prawo administracyjne", Towarzystwo "Bratnia pomoc" Stud. Uniwersytetu J. Piłsudskiego, Warszawa 1936, s. 3-4. Cytowałem za jeszcze innym podręcznikiem, który się na tę definicję powołuje.)
Powyższe objaśnienia są zacytowane na filmie od 3:00 do 3:13, w ramach sprawy IV SAB/Wa 348/16. W sprawie tutaj omawianej zresztą skopiowano sporą, kluczową część uzasadnienia z tamtej, w ogóle we wszystkich moich 4 (w tym jedna była o nadaniu klauzuli wykonalności w urzędzie skarbowym) kopiowano między sprawami to uzasadnienie, więc na pewno mieli okazję się zapoznać. Poniżej jeszcze inne typowo spotykane w podręcznikach definicje (proszę uważać na podręczniki po 2016, może zostaną jakoś "dostosowane" za sprawą naczelników urzędów skarbowych... autorzy też przecież zaliczają się do ludzi zarabiających poza stosunkiem pracy, więc może też mają układ...):
Administracja to ta działalność państwa, która nie jest ustawodawstwem ani sądownictwem.
(Walter Jellinek, Otton Mayer, tzw. definicja "Wielkiej Reszty". Podobnie u E. Iserzona).
Administracja jest to ta działalność państwa, której przedmiotem są sprawy administracyjne, albo inaczej zadania i kompetencje w zakresie władzy wykonawczej.
(E. Ochendowski. Zauważmy, że "administracja" kojarzy się z "zarządzaniem", więc oczywiście taka jest rola władzy wykonawczej.)
Mnóstwo tych definicji jest w Internecie, choćby nawet na https://pl.wikipedia.org/wiki/Administracja_publiczna. Jak myślicie, którą z nich stosował sąd administracyjny? Może żadną? Może liczył się już tylko naczelnik urzędu skarbowego w tym orzekaniu, chyba że innego równego sobie partnera do dyskusji znaleźli?

Zarazem sąd uparcie wmawiał mi, że skargę do WSA złożyłem na co innego niż było w niej napisane: na sposób rozpatrzenia skargi dyscyplinarnej (skargi do samego organu, który coś zrobił źle), a nie na podstawowy problem, jakim było złe zaklasyfikowanie zawiadomienia o przestępstwie. (Dzięki temu następnie powołano się na stare orzecznictwo, chyba nawet z lat 70-tych... że takie pisma kończące obsługę skargi wewnętrznej w organie państwowym nie nadają się do obsługi w sądzie administracyjnym.) A ja przecież te akta skargi wewnętrznej przysłałem tylko po to, by udowodnić istnienie problemu (dzięki niej organ musiał się jakoś ustosunkować), każdy dokument to przecież krok do przodu pod względem dowodów, zwłaszcza zaś taki, na który zgodnie z ustawami trzeba odpowiedzieć w ciągu miesiąca. Podkreślam, że w samej skardze oraz we wniosku o przyznanie pomocy prawnej (zwolnienia z kosztów, prawnika z urzędu) podawałem właściwy przedmiot skargi: nieprocesowe, tzn. abstrahujące od Kodeksu postępowania karnego, potraktowanie pisemnego zawiadomienia o dokonanym przestępstwie skierowanego do Policji. A z drugiej strony: przecież nie powinno być tak, że wniesienie skargi dyscyplinarnej przekreśla szansę na skarżenie się do WSA. Zgodnie z Konstytucją nikomu nie można zamykać sądowej drogi dochodzenia naruszonych wolności lub praw (art. 77 ust. 2). Co więcej, sąd przecież nigdy nie pyta skarżącego, czy ten występował z jakimiś skargami do samego organu, czy tylko od razu do WSA. Gdyby tak zaczęto to badać, a "słusznym" był pogląd, że samo istnienie skargi "dyscyplinarnej" odbiera prawo do skarżenia się do WSA, to mnóstwo skarg w istocie osądzonych i wygranych trzeba by uznać za niedopuszczalne. Jest to absurd; zresztą sposób uzasadnienia orzeczenia wskazywał tylko na to, że po prostu uznano za skarżoną czynność sposób rozpatrzenia wspomnianej "dyscyplinarnej" skargi do organu, a nie, że uznano co innego za niemożliwe, a to za jedyną opcję. Wojewódzki Sąd Administracji i Naczelny Sąd Administracyjny stosowały więc w uzasadnieniu swych postanowień nieuczciwy trik erystyczny zwany mutatio controversiae -- zmiana przedmiotu sporu. Było to w świetle zamiaru "uwalenia" sprawy nieodzowne, gdyż inaczej trudno byłoby się wytłumaczyć z odrzucenia skargi -- nieprzyjęcia jej do rozpoznania, tym bardziej, że co do zasady uchybienie terminowi do wniesienia skargi jest wybaczalne, a sąd ma prawo tylko domagać się dowodu wniesienia wezwania organu do naruszenia prawa, natomiast np. uchybienie terminowi do zrobienia tego nie jest przez ustawę wprost traktowane jako jakiś przewidziany powód do odrzucenia skargi. Poza tym, powtórzę, z punktu widzenia równego traktowania ludzi znających się na prawie oraz laików w tej dziedzinie drobny poślizg czasowy przy wnoszeniu skargi jest do wybaczenia (ustawa przewiduje taką możliwość).
Także: bez krętactwa nie napisano by nawet żadnego choćby pozornie przekonującego uzasadnienia.
Wszelako to właśnie o takim przekręcaniu, wmawianiu mi innego tematu sprawy było tutaj moje zażalenie (a tymczasem poniżej widać jego rezultaty). Od tego się w nim odwoływałem, a napisałem je osobiście.
Powtórzę ponadto, że "odrzucenie" jest to coś innego niż "oddalenie" jakiegoś wniosku (czy skargi) przez sąd: znaczy to typowo tyle, że nie został on przyjęty do merytorycznego rozpoznania (skarga "została odrzucona" znaczy więc tyle, co "odpadła w przedbiegach"). Co ciekawe, policjanci we wstępie swej odpowiedzi do WSA wnosili o oddalenie skargi (a więc o jej przychylne rozpoznanie merytoryczne), nie o żadne jej odrzucenie.

W sprawie było z mojej strony jakieś ścisłe, wymagane przez ustawę, wezwanie do usunięcia naruszenia prawa (dokument tak zatytułowany), ale być może na filmie go nie widać, bo akta przeglądam tylko wybiórczo -- musiałbym się przyjrzeć. Było to wezwanie być może nieco spóźnione (niecały miesiąc zamiast 2 tygodni? trzeba by zobaczyć), ale to być może do wybaczenia (zwłaszcza zważywszy na to, że przede wszystkim wcale nie jest tak oczywiste, którego dnia wykryłem zarzucane naruszenie -- tu przydałaby się rozprawa). Zresztą nie o tym w ogóle były postanowienia z sądu.

Poniżej treść orzeczeń z uzasadnieniami:
10001.jpg
10001.jpg (123.91 KiB) Przejrzano 13693 razy
10002.jpg
10002.jpg (71.24 KiB) Przejrzano 13693 razy
10003.jpg
10003.jpg (57.59 KiB) Przejrzano 13693 razy
10004.jpg
10004.jpg (131.81 KiB) Przejrzano 13693 razy
10005.jpg
10005.jpg (160.05 KiB) Przejrzano 13693 razy
10006.jpg
10006.jpg (74.39 KiB) Przejrzano 13693 razy
10007.jpg
10007.jpg (114.06 KiB) Przejrzano 13693 razy
10008.jpg
10008.jpg (155.34 KiB) Przejrzano 13693 razy
10009.jpg
10009.jpg (53.44 KiB) Przejrzano 13693 razy
10010.jpg
10010.jpg (146.16 KiB) Przejrzano 13693 razy
10011.jpg
10011.jpg (164.95 KiB) Przejrzano 13693 razy
10012.jpg
10012.jpg (151.81 KiB) Przejrzano 13693 razy
10013.jpg
10013.jpg (148.29 KiB) Przejrzano 13693 razy
10014.jpg
10014.jpg (154.32 KiB) Przejrzano 13693 razy
10015.jpg
10015.jpg (105.41 KiB) Przejrzano 13693 razy
10016.jpg
10016.jpg (58.88 KiB) Przejrzano 13693 razy
10017.jpg
10017.jpg (56.16 KiB) Przejrzano 13693 razy
10018.jpg
10018.jpg (147.08 KiB) Przejrzano 13693 razy
10019.jpg
10019.jpg (152.55 KiB) Przejrzano 13693 razy
10020.jpg
10020.jpg (158.68 KiB) Przejrzano 13693 razy
10021.jpg
10021.jpg (81.05 KiB) Przejrzano 13693 razy
Jeszcze raz podkreślam, że problematykę gospodarki aktami uważa się za administracyjną -- w sądach np. zaliczającą się do tzw. administracji sądowej (w rozumieniu np. ustawy Prawo o ustroju sądów powszechnych) i dlatego objętą Zarządzeniem nr 81/03/DO Ministra Sprawiedliwości z dnia 12 grudnia 2003 r. w sprawie organizacji i zakresu działania sekretariatów sądowych oraz innych działów administracji sądowej (które jest praktyczną codziennie stosowaną podstawą prawną regulującą działanie sekretariatów). Jakkolwiek trudno sobie wyobrazić przypadki, w których potrzebne byłoby aż zaskarżenie sądu powszechnego do sądu administracyjnego, tym bardziej, że jego funkcjonowanie jest tak zbliżone do orzekania (m. in. decyzje pochodzą koniec końców od sędziów lub nawet sędziego -- prezesa sądu), że wciskanie w to sądu administracyjnego naruszałoby jakoś niezawisłość sędziów. Tym niemniej jest to administracja, a w świetle poglądów profesury trzeba by ją nazwać po prostu administracją publiczną (w tym przypadku wyjątkowo wyłączoną z dziedziny orzecznictwa sądów administracyjnych, ze względu pewnie na niezawisłość sędziowską sądów powszechnych, np. okręgowych, rejonowych, Najwyższego, jednakże co do zasady podobne funkcjonowanie biurowości np. w prokuraturach czy tym bardziej w Policji jak najbardziej powinno podlegać orzecznictwu sądów administracyjnych; znane są zresztą przypadki wnoszenia skarg do WSA na temat prokuratora rejonowego, tzn. kierownika prokuratury rejonowej, a nawet nakładania nań grzywny, mianowicie za nieprzysłanie dokumentacji potrzebnej sądowi administracyjnemu w takiej skardze).

Sprawę można też oglądać w archiwum NSA na ich stronie www: http://orzeczenia.nsa.gov.pl/doc/D3E5EBC975.
ODPOWIEDZ