Skąd wiadomo, że to była lipa?
1) Zeznanie obu policjantów nie zgadza się z aż 2 dowodami z nagrań wideo.
Wprawdzie jeszcze policjant trzeci, mianowicie z Komisariatu Kolejowego, czyli tym razem nie z KRP Warszawa I (wskazuje to zaś na udział Komendanta Stołecznego Policji w tej akcji), pomówił mnie w zeznaniu --
gdyż zeznał, że nazwałem jego kolegę z Wilczej "pajacem" i "idiotą", co jest albo jakimś jego własnym oględnym omówieniem i nazwaniem cech, o które chodziło, a nie dosłownym cytatem (ale w takim razie tylko bandyta podaje coś takiego jak cytat, a oni tak to zeznali, podpisali się pod takim protokołem zeznania), albo jest po prostu paskudnym pomówieniem, bo nie jestem na tyle głupi, by tak mówić do policjantów na służbie bez zahamowania i ugryzienia się w język -- tym niemniej wystarczy przecież pokazać, że 2 policjantów, którzy powinni być losowi, okazało się osobami bardzo szczególnymi, nietypowymi (zupełnie kłamliwymi, niemoralnymi, oszczerczymi, w zmowie jeden z drugim), by skompromitować tę całą akcję jako najprawdopodobniej polityczną, co rzutuje też na ocenę tego trzeciego popierającego ich policjanta jako równie wątpliwego.
Uzasadnienie:
Jak państwo widzicie poniżej, gdy wychodziłem z Komisariatu Kolejowego Policji
nie miałem kajdanek, wbrew zgranym kłamstwom tych 2 policjantów. Jeszcze po wyjściu na hall dworca ich nie miałem -- na nagraniu wideo zrobionym moim telefonem słychać, kiedy mi je nałożono.
Ponadto wbrew kłamstwom z zeznania 1, ślepo powtórzonym (w mniej jednoznaczny sposób) w zeznaniu 2, nie nastąpiły w związku z tym nakładaniem kajdanek żadne wyzwiska, jak to już Państwo zobaczycie w aktach sprawy sądowej (jako, że załączam tam swój stenogram do tego nagrania, wyodrębnionego z telefonu przez biegłego).
- wypr2.jpg (120.96 KiB) Przejrzano 20408 razy
- wypr4.jpg (120.37 KiB) Przejrzano 20408 razy
"Oczywiście" -- ze względu na to, że to sprawa przeciwko mnie -- policjanci ci nadal będą się cieszyć sporym i zapewniającym im zwycięstwo zaufaniem sądu, pewnie przy okazji się będą kajać, że to "niechcący" im się w tak zgrany sposób wspólnie fałszywie zeznało itd.
W rzeczywistości po prostu zmyślili sobie jakąś szarpaninę z wykorzystaniem rąk, agresję, wyzwiska.
Policjant dla jaj nałożył sobie rękawiczki, żeby się wystylizować na lekarza, bo w szpitalach ostatnio najwyraźniej są spore problemy z zabijaniem.
Nagranie z monitoringu można też oglądać na YouTube:
https://www.youtube.com/watch?v=pziBs5k ... ontinue=80, podobnie jak nagranie audiowizualne z mego telefonu komórkowego (bo od chwili tuż po wyjściu z komisariatu wszystko się nagrywało), które wyodrębnił biegły:
https://www.youtube.com/watch?v=-iyrwDJ9m-Y. Należy jednakże spodziewać się bandyckich ataków na te nagrania, na YouTube, że rzekomo ich opublikowanie w takiej sytuacji -- czyli konieczny element piętnowania tutaj tego zła -- wiąże się z jakąś "szkodą społeczną" ("szkodliwością"), co jest bzdurą; jeśli by przestały otwierać się na YouTube (usunięcie nagrania przez adminów), to właśnie dlatego: strasznie wstyd się zrobiło Policji i zaczęli zwalczać prawdę, po prostu samą rzeczywistość.
2) Prasa w przeddzień zdarzenia była ustawiona.
Najłatwiej pokazać to prezentując moje pismo obronne, jakie trafiło do akt:
http://old.bandycituska.pl/falsz_policji.pdf (padające w tekście fałszywe teorie, że jest jakiś program Screen Capture, odzwierciedlają moje ówczesne zapatrywania, dokument jest z maja 2018 r., natomiast wątek ten wyedytowano w listopadzie 2019 r.).
Przykładowo, padający tam w punkcie 24
"Grzegorz Smagieł" to nie tylko policjant, który mnie oskarżył, ale też policjant reprezentujący niereprezentatywne i niesłuszne teorie prawne i prowadzenie niesłusznych spraw politycznych. Za mą próbę siłowego wejścia do domu jako najemca pozbawiony klucza (w czym pomagało mi 2 robotników) przez kilka lat prowadził przeciwko mnie sprawę o usiłowanie kradzieży z włamaniem - bez żadnego dowodu akurat na zamiar kradzieży. Nie przeszkadzało mu, że byłem najemcą i że w Konstytucji
zapisana jest ochrona praw lokatorów, której szczegółowe zasady omawia
Ustawa o ochronie praw lokatorów (właściciel sam z siebie bez zgody najemcy nie może go wyprosić w dowolnej chwili, lecz są na to długie, przynajmniej wielomiesięczne, okresy wypowiedzenia) -- ten zakaz zrywania umowy, np. poprzez kradzież klucza, dotyczy to bez dyskryminacji wszystkich najemców, którzy wynajmują na cel mieszkalny. Dowód na to, kiedy on tę sprawę podjął w Policji, jest na stronie
viewtopic.php?f=11&t=4737 (wraz z jej aktami; widać m. in. zeznania właścicieli dowodzące, jakie to były wtedy okoliczności: świeżo skradli mi klucze), a na to, kiedy ją umorzył - tutaj:
(wstawię później). Ponadto wytoczył tez sprawę o zniszczenia mienia, w której jestem podejrzany i zrobił postanowienie o przedstawieniu zarzutów, choć jest ono zupełnie nielegalne i sprawa nie powinna wejść w tę fazę, gdyż nie ma warunków do skonstruowania poprawnego aktu oskarżenia. Wniósł nawet do sądu taki niepoprawnie skonstruowany zarzut, bo pozbawiony określenia sposobu, w jaki czyn miałby być popełniony. Informacje na ten temat (wraz z prezentacją aktu oskarżenia) są na forum w następującym wątku:
viewtopic.php?f=11&t=7638.
Oczywiście ta cała asysta prasy mogłaby wprawdzie świadczyć i o czymś innym, np. o szykowaniu jedynie jakiejś prowokacji przeciwko mnie mającej doprowadzić do wyzwisk, ale bez kłamania, tym niemniej już samo istnienie spisku przeciwko mnie -- w ściśle tej sprawie -- zmusza do tego, by bardzo wątpić w "pokrzywdzoną Policję" i w nieznikomą szkodliwość społeczną czynu. Przypisywane mi wypowiedzi są głupie i prawie nikt tak nie mówi -- wyglądają, jak gdyby świadkowie (bo przecież nie mówiący, który chyba musiałby mieć jakiś nagły atak mózgu, by wyrzucać z siebie nagle tyle wulgaryzmów i oskarżeń) silili się na wyolbrzymianie problemu. Ponadto w świetle pozostałych dowodów najbardziej przekonująca jest wersja, że po prostu te przypisywane mi sformułowania zmyślono, a nie ta, że doszło do jakiejś zaledwie "prowokacji".
3) Zeznania obu policjantów były z góry ustalone jeszcze przed zdarzeniem, jak dowodzi nagranie.
Przede wszystkim te zeznania są identycznie poprowadzone, zdanie po zdaniu: ta sama narracja, te same kolejne tematy, jedynie występują drobne różnice w użytych słowach, jak gdyby chciano uniknąć duplikatu i w tym celu zaczęto zastępować niektóre słowa synonimami. Te same specyficzne i nieprawidłowe sformułowania. Zobaczmy, jak wygląda ta ich narracja, w obu przypadkach identyczna:
- O godz. 19:15 ... polecenie[m] ... SSK KSP udaliśmy się ... gdzie w komisariacie kolejowym policji miał oczekiwać ... zgłaszający z prośbą o interwencję ... pracowników ochrony Centrum Handlowego Złote Tarasy. Przedstawiliśmy się ... okazaliśmy ... legitymacje służbowe ... rozpytaliśmy ... pana Niżyńskiego co się stało. ["Zaniedbany", "nieprzyjemny zapach".] [Przy opisywaniu stanowiska ochroniarzy:] Zgłaszający ... czuł ... dotknięty. [...] poinformowa[...], że interwencja ... skończyła/zakończona. [Tutaj: że informowano mnie, że nie ma na pewno przestępstwa (tj. nielegalnego naruszania nietykalności cielesnej na tle dyskryminacyjnym) i może być tylko co najwyżej pozew.] Mimo tego zgłaszający nie chciał przyjąć tego do wiadomości. W pewnym momencie powiedział ... cyt. "Jesteś pieprzonym pajacem i to jest kpina, że taki tępy niedouczony debil pracuje w policji i przeprowadza interwencję". [...] Został poinformowany o prawach zatrzymanego [i dalej: że nie chciałem opuścić komisariatu, po czym]: zapierał się o parapet, nie chciał dać się wyprowadzić, nie wykonywał naszych poleceń. Założyliśmy mu ... kajdanki ... [teraz u jednego z nich, tego "pokrzywdzonego": "wtedy"] Niżyński powiedział ... "ty jebany debilu nie masz prawa mnie dotykać, odpierdol się ode mnie i daj mi spokój". [Teraz zdanie o dodatkowym świadku, oprócz adresata tych rzekomych słów. Następnie:] Słowa ... wulgarne ... padły ... [w korytarzu Kolejowego] Komisariatu Policji. [Teraz jedno zdanie o dojeździe na komendę, po czym jedno zdanie o tym, że nie badano alkoholu, bo go nie wyczuli.] [Powiedział, że] będzie zażalał się na zasadność i legalność zatrzymania. Nadmieniam, że ... nie poszliśmy już do pracowników ochrony Centrum Handlowego Złote Tarasy.
Oczywiście póki co sprawa tej totalnej zbieżności wydaje się niejasna co do swych przyczyn, tym niemniej z uwagi na to, że podobno przesłuchiwały ich 2 różne osoby, trudno to wytłumaczyć inaczej niż zmową albo niepoprawnym, nielegalnym funkcjonowaniem samej komendy: stawiającej raczej na duplikowanie zeznań w celu maksymalizowania skuteczności oskarżycielskiej niż na, zgodną z kodeksem, zasadę dawania pierwszeństwa swobodnej wypowiedzi świadka (
art. 171 §1 k.p.k.; ewentualne pytania przychodzą dopiero na końcu, dla uzupełnienia tego, co świadek sam z siebie chciał powiedzieć).
Najlepsze jest jednak to, że dokładnie wsłuchując się w nagranie z mojego telefonu -- bez udawania, że pewnych wypowiadanych na nim słów "nie da się zrozumieć/dosłyszeć" -- uzyskuje się
dowód przekonujący, iż spikerzy znali treść zeznań tych policjantów jeszcze przed ich powstaniem, ba, już w trakcie akcji, o którą w nich chodziło (a nawet najprawdopodobniej jeszcze wcześniej).
Chodzi tu mianowicie o ich wypowiedź padającą w momencie, o którym mowa w punkcie 1, czyli w chwili nakładania mi kajdanek, co rzekomo miało wiązać się rzekomo ze zwyzywaniem przeze mnie wtedy po raz kolejny jednego z tych policjantów (bo tak oni później zeznali). Spikerzy tortury powiedzieli wtedy m. in.
"CZARNE, NIESTETY" (nawet 2 razy). Symboliczne znaczenie tych słów jest od razu zrozumiałe dla każdego, skoro się zwróci uwagę na to, że "jasność", "sprawa jasna" to symbol tego, co wyjaśnione, nie budzące wątpliwości, udowodnione, a zatem "czerń" jako przeciwieństwo jasności nadaje się najlepiej spośród wszystkich kolorów na oznaczenie tego, co nieudowodnione, na oznaczenie "braku dowodów", nawet ogólnie braku czegoś w rzeczywistości, a tymczasem tutaj jeszcze dochodzi taka sprawa, o której wprawdzie na razie sam tylko mógłbym zeznać, że bardzo często spikerzy tortury dźwiękowej stosują symbolikę kolorów taką, że np. czerwony oznacza coś zabronionego, zielony - coś legalnego, czarny - coś nieudowodnionego, a biały - coś jasnego, nie budzącego wątpliwości, należycie udowodnionego. Ww. słowa nie tworzą więc żadnej zagadki interpretacyjnej. Dodatkowo jeszcze "czarne" kojarzy się z jakimś black metalem, z czymś złym, jak np. w sformułowaniu "czarna magia" (porównaj także "robota na czarno").
Spójrzmy mianowicie na
stenogram pokazany na viewtopic.php?f=7&t=7381&p=8920#p9163 i fragment z chwil 2:40 - 2:51 (pokazujących zresztą -- choć to nie jest mówienie wprost, ale stanowczość spikerów pokazuje, że wiedzą, co cię dzieje -- iż emitowanie tych głosów szeptanych czy półgłosem mówionych wypowiedzi wiązało się też z podsłuchiwaniem lub podglądaniem).
4) Minister o nazwisku kojarzącym się z brudzeniem kogoś "dzień wcześniej otwierał" komendę Policji, podobno najnowocześniejszą w Polsce.
Tak naprawdę 2 dni wcześniej, ale liczy się to, że dzień wcześniej można było o tym poczytać w kupowanych w kioskach gazetach. Wyjątkowo rzadka to sprawa, co wskazuje na to, że ten dzień był szczególny. Mowa tu o Joachimie Brudzińskim z PiS-u, Ministrze Spraw Wewnętrznych i Administracji (jak wiadomo, to ten resort, wraz jeszcze z premierem, nadzoruje Policję i rozlicza Komendę Główną Policji). Już od dawna był tym ministrem, co wskazuje, że w PiS-ie planowano taką akcję.
Informację o tym zdarzeniu można znaleźć na gazeta.pl z przedednia:
www.archiwum.wyborcza.pl/Archiwum/1,0,8 ... _PIS,.html.
Dziwnym trafem miejscowość, w której tę wyjątkową i witaną przez ministra komendę otwarto, ma inicjały BB - jak
"Big Brother" (znany
reality show kojarzący się z tematyką inwigilacyjną i powieścią Orwella). Czyli trafia to w temat moich problemów podsłuchowych.
Dlaczego akurat ten dzień miał być szczególny? Zupełnie przypadkowo? Być może, ale prawdopodobieństwo takiej opcji -- trafny dzień i trafna miejscowość -- jest wyjątkowo nikłe. Podobne zdarzenie mogło bowiem nastąpić w każdym z np. 300 wcześniejszych czy późniejszych dni, jak również w każdej z kilkunastu przynajmniej innych miejscowości nie będących znacznie mniejszymi -- a tymczasem z przyczyn życiowych, które powinny rozkładać się w czasie "losowo", tj. w każdym razie niezależnie od tej sprawy zatrzymania, miałby tu trafić się akurat taki grafik. Jak wiadomo z teorii rachunku prawdopodobieństwa już od czasów Laplace'a takie prawdopodobieństwa rozkłada się równomiernie, gdy nie ma szczegółowych danych, czyli wynik to ułamek "jeden przez wiele tysięcy" (przypadek jeden na wiele tysięcy).
"Najnowocześniejsza w Polsce" to nawiązanie do mych nadziei, że tam była kamera (wewnątrz budki policyjnej, "dyżurki"), która nagrywała to, co się dzieje przed dyżurką. Była, tak zapamiętałem, jednak dzień po zdarzeniu już jej tam nie było. Najwidoczniej zdemontowano. A miałem wielkie nadzieje -- że z jej nagrania uda się wyczytać, jakie słowa mówiłem, a jakich nie mówiłem, poprzez patrzenie na ruchy warg.
Ponadto "nowoczesność" kojarzy się też z przeciwieństwem konserwatyzmu kojarzonego tradycyjnie m. in. z istotną rolą Kościoła. A zatem ktoś postarał się o nasuwanie na myśl jakiegoś zaprzeczenia religii. Też trafne w tym kontekście, aczkolwiek nawet w krajach niereligijnych w rodzaju Chiny, Czechy czy Holandia tego typu akcje normalnie prawie na pewno nie pozostawałyby bezkarne -- błędem byłoby mówić, że niereligijność to gigantyczne zagrożenie, a konsekwencją jego realizacji byłyby w państwie takie scenki, jak to postępowanie karne. Póki co widać coś dokładnie przeciwnego (to przecież zapewne konsekwencje wpływów rzymskiego katolicyzmu w polityce).
5) Prześladował mnie przez cały czas przekaz podprogowy.
Nagranie wideo z interwencji jest na , a jego sporządzony przez siebie dokładny stenogram (dokładniejszy niż ten zaproponowany przez biegłego informatyka) złożyłem do akt. Oczywiście go zlekceważą, bo prokuratura jest strasznie stronnicza. Tym niemniej przekaz podprogowy czy choćby uzasadnione podejrzenie stosowania go do wpływania na ludzką psychikę (kierunkowania myśli i czynów sugestiami podprogowymi) oznacza, że trzeba ustalić, zgodnie z
art. 31 Kodeksu karnego, nieodpowiadanie za swoje czyny, skoro jego treść może być nierekonstruowalna (np. zbyt cichy, by mikrofon go wyłapał, albo wchodzi w słowa lub szelesty i trzaski poruszanego sprzętu i przez to jest niewyraźnie nagrany itd.).
Ponieważ z nagrania i stenogramu jasno wynika, że wszędzie prześladowały mnie takie specyficzne szepty (nie wypowiadały ich obecne osoby, jak wynika z nagrań, bo np. wchodziły nieraz na wypowiedź tego czy tamtego jako głos równoczesny), a jednocześnie nie jest w ogóle jasne, jakim cudem się rozlegały, zupełnie tak samo na dworcu, a potem w samochodzie policyjnym i na komendzie (a przy tym sprawiały wrażenie prześladowań na tle podsłuchowym), należałoby uznać, idąc za najbardziej dla mnie korzystną wersją, że są to prześladowania na tle podsłuchowym, a akurat szepty a nie co innego stosuje się właśnie po to, by wywoływać percepcję podprogową, czyli by słowa nie były odczuwane jako bodziec, a jedynie wpływały na umysł w sposób niepostrzeżony.
Spójrzmy na
stenogram złożony do akt (widać prezentatę dowodzącą, że pismo wpłynęło do organu):
viewtopic.php?f=7&t=7381&p=8920#p9163
6) Poszlaki wskazujące na kościelne tło ataku.
- Czytania w najbliższą niedzielę (patrz http://old.bandycituska.pl/falsz_policji.pdf).
- Sprawa H. Hoffmanna.
- Ustawiona prasa (patrz http://old.bandycituska.pl/falsz_policji.pdf).
- Bardzo mało ludzi ma problemy z Policją. Jeśli trafia się coś takiego akurat dysydentowi, to najbardziej prawdopodobną opcją jest to, że jest wrabiany. Zauważmy, że istnieją liczne poszlaki historyczne czyniące praktycznie pewnym istnienie spisku mnie osobiście dotyczącego: patrz np. artykuł xp.pl pod tytułem "Nowy atak prokuratury z Policją na Niżyńskiego. Ślepo do celu wbrew faktom
" w jego końcowej części pod nagłówkiem "Piotr Niżyński jako postać bardzo istotna w polityce najwyższego szczebla". Jak wynika z sytuacji (przemilczanie problemów itd.) w spisku tym chodzi o prześladowania polityczne, a nie o jakąś przychylność. Ponadto analiza historyczna oraz rzut oka na obecną postawę Watykanu i także jego mediów pokazują, że to najprawdopodobniej z Kościoła wzięte prześladowania.
Co do drugiego z ww. punktów to chciałbym tu przypomnieć sprawę bezdomnego
H. Hoffmana, który na dworcu Warszawa Centralna strasznie zwyzywał prezydenta wobec policjantów. Następnie sąd umorzył tę sprawę z powodu znikomej szkodliwości społecznej czynu. Hoffman -- z niemiecka oznacza to "człowiek nadziei" (niem.
hoffen = mieć nadzieję, z czego
-en jest końcówką, a
hoff rdzeniem) -- to był też recenzent książki "Niewczesne rozważania" Nietzschego, który wróżył mu po jej przeczytaniu wielką przyszłość. Prawdopodobnie to jakiś wysłannik papieża. Tamtą sprawę omawiam w następującym wpisie na forum:
viewtopic.php?f=14&t=6907&p=7612 (proszę go przewinąć aż do tekstu pisanego na różowo).
7) Ustawiona sygnatura sprawy w KRP Warszawa I.
Jak podaję w piśmie
http://old.bandycituska.pl/falsz_policji.pdf ta sygnatura (nadana właśnie przez tę komendę Policji, która mnie zaatakowała -- potem sprawę przejęła inna oraz prokuratura, ale taki był początek) opierała się o numer 3176/18, który był
o równo 100 zwiększonym kodem do otwierania mego ówczesnego pokoju w bloku z mieszkaniami na doby zamykanymi elektrozworą. Ten kod przyszedł w SMS-ie, SMS ten prezentuję na nagraniu YouTube:
https://www.youtube.com/watch?v=T97Pm_2F2II. Pokazałbym tego SMS-a już w momencie odbierania telefonu z prokuratury, ale postarano się, by telefon był kompletnie rozładowany i nie włączał się nawet mimo całych kwadransów czy godzin ładowania (jak widać na nagraniu wideo z prokuratury, później kontynuowanym też na mieście, a wykonanym moim laptopem:
https://www.youtube.com/watch?v=_-x3OvDs7mc; ze względu na skalowanie rozdzielczości przez YouTube jest tu bardzo słaba jakość, później więc może wrzucę to wideo z prokuratury w oryginalnej jakości bezpośrednio jako plik MP4 do pobrania z serwera).
Postaram się o lepszy dowód, że istotnie pierwotny numer sprawy (zanim sprawę przeniesiono do Komisariatu Kolejowego z KRP Warszawa I) to był 3176/18, bo oczywiście tekst dokumentu w Internecie, bez żadnych pieczątek i podpisów, mało czego może dowodzić.
Niewątpliwie machinacje przy zakładaniu teczki jakiejś pojedynczej, wybranej sobie spośród innych, sprawy wskazują na ryzyko kolektywnego braku bezstronności organu, który tak działa, i jego różnych pracowników; a w kontekście szerszego problemu ustawiania sygnatur moich spraw (pokazanego na
www.bandycituska.pl), któremu to ustawianiu sygnatur towarzyszy to, że takie sprawy następnie przegrywam, jest już jasne, że to po prostu przez inspiracje polityczne i kościelne, przez zmowę z ośrodkiem podsłuchowym. To zaś kompromituje sprawę.
Co znamienne, cały telefon (Xperia Z3 Compact D5803) miałem zaszyfrowany, każda blokada ekranu oznaczała konieczność podania hasła odblokowującego, inaczej nic by nie wydobyto. Policja namawiała mnie do podania hasła, by biegły mógł pobrać dane, ale nie chciałem się na to zgodzić. Dopiero po kilku dniach od zatrzymania złożyłem pismo w tej sprawie przyznając się, jaki był kod. W związku z tym zupełnie już niejasne jest, skąd mieliby znać kod do pokoju: 3076. Albo ustawił go ten właściciel mieszkań na doby, bo znał z góry sygnaturę sprawy w Policji, albo odwrotnie, Policja ją ustawiła, ale w takim razie musiała mieć kontakt z ośrodkiem inwigilującym nielegalnie mój telefon komórkowy (podsłuch SMS-ów i rozmów), a skądinąd wiem, że to także mają dostępne w telewizyjnym ośrodku podsłuchowym. (Nieraz były takie sytuacje, że znali treść SMS-a jeszcze przed jego wyświetleniem i odczytaniem, to się potwierdzało mnóstwo razy, a obecnie nawet wykracza się poza samo tylko inwigilowanie telefonii i zamiast tego np. blokuje się połączenia modemowe z Internetem przez moją kartę SIM, blokuje się nieraz też przychodzenie niektórych SMS-ów z zaufanych źródeł, np. z ePUAP czy z różnych banków, itp.)
(Dowód powyższego twierdzenia o zaszyfrowanym telefonie: wstawię później)
8) Ustawiona sygnatura sprawy w prokuraturze oraz jej wyjątkowa nieprzychylność niezgodna z obowiązkami prokuratora z art. 4 k.p.k.
Sygnaturę opartą na liczbie 976 widać tutaj:
viewtopic.php?f=7&t=7381&p=8920#p9157. Jest to, innymi słowy, rok chrztu Polski plus 10; cyfry
jeden-zero symbolizują system binarny, czyli mój zawód: informatyk. Sprawa jest więc pod znakiem
"Kościół plus informatyk". Nie chodzi tu jednak tylko o nadanie numeru teczce, co wskazuje na interesowanie się tematem sprawy i stosowanie specjalnej jej obsługi już na etapie pracy sekretariatu (któremu, wobec tego, najprawdopodobniej zlecił to sam kierownik prokuratury, czyli tzw. Prokurator Rejonowy), ale też o bardzo złą jakość pracy prokuratora, jaki został przydzielony i jaka następnie wyszła na jaw.
Zgodnie z
art. 4 k.p.k. (tzw. zasada obiektywizmu) prokurator nie jest żadnym jednostronnym orędownikiem skazywania ludzi, tylko, podobnie jak sąd, ma obowiązek rozpatrywać i uwzględniać wszelkie argumenty przemawiające na korzyść i na niekorzyść podejrzanego. A nie mieć w nosie to, co może obalać wersję prowadzącą do skazania. Tymczasem tutaj prokurator zupełnie niezgodnie z prawem oddalił moje wnioski dowodowe, a jego uzasadnienie sprowadzało się w istocie do przekonania, że wersja, której bronię, jest nieprawdziwa i "nie może być inaczej". To jest zaślepienie ideologiczne lub wskutek nienawiści albo odgórnych rozkazów czy łapówek, a nie podejście profesjonalne.
Profesjonalny prokurator tak nie czyni, ponieważ zgodnie z
art. 170 §2 k.p.k. "Nie można oddalić wniosku dowodowego na tej podstawie, że dotychczasowe dowody wykazały przeciwieństwo tego, co wnioskodawca zamierza udowodnić" (przy czym zgodnie z uczoną na studiach zasadą rozumowania prawniczego
a minori ad maius również w sytuacji, gdy nie tyle dowody, co ich namiastki: wierzenia, przekonania, uprawdopodobnienia -- czyli rzeczy jeszcze odleglejsze od istotności w postępowaniu -- prowadzą prokuratora w inną stronę, też nie ma on prawa oddalić wniosku idącego w przeciwną na tej to podstawie). Oczywiście dla niepoznaki obok uzasadnienia prowadzącego w stronę, że "nie jest tak, jak Niżyński próbuje udowodnić", prokurator podał oficjalnie jakieś inne, tj. że wnioski zmierzają tylko do odwlekania postępowania (oraz przytoczył jakieś 2 nie nadające się tam do zastosowania orzeczenia, jedno w ogóle bez związku z tematem, drugie tylko pozornie związane), a w paru innych przypadkach: że wnioski dotyczą okoliczności bez znaczenia (czyli udawał, że nie umie doczytać się, o co chodziło, tj. o spisek polityczny z udziałem mass mediów), ale to jest ewidentne wymigiwanie się od słusznego zarzutu, że w istocie chodziło o tamto (tj. kierowanie się dotychczasowymi ustaleniami, tj. własnymi wierzeniami, w celu obalenia wniosku dowodowego "już z góry", bez nawet próby zmierzenia się z lansowanymi w nim dowodami -- co jest
zupełnie nielegalne). Z dodatkowych uzasadnień wynikało bowiem niezbicie, że właśnie o to chodzi, o takie przekonanie, że określonych rzeczy nie ma, nie zdarzyły się lub nie mają miejsca (bo np. w ocenie prokuratora "to bardzo nieprawdopodobne"), po czym jedynie posłużono się sloganem o tym, że
"jedyne, o co mi chodzi, to przewlekanie postępowania". Otóż "tylko do przewlekania postępowania" mogą zmierzać takie wnioski, które nie mogą przynieść skutku satysfakcjonującego stronę broniącą się. Natomiast z charakteru proponowanych przeze mnie dowodów wynikało, że jeśli faktycznie udałoby się uzyskać taki dowód, jak twierdziłem, to sprawa byłaby już praktycznie przeze mnie wygrana (czy niemalże wygrana). Mimo to odmówiono ich przeprowadzenia. Prokurator przy tym błędnie podparł się orzeczeniem SN, które sąd ten wywiódł na zupełnie inny temat, czyli na temat tego, czy sąd ma obowiązek sam z urzędu przeprowadzać dowolnie wnikliwie, aż nawet "na wyrost" i wbrew najwyższemu choćby prawdopodobieństwu opcji przeciwnej, dodatkowe dowody. Było to orzeczenie na zupełnie inny temat, dotyczyło bowiem dowodów z urzędu, a nie obsługi wniosków dowodowych.
[... Uzupełnię skanami później ...]
9) Sprawa przeciwko policjantom została natychmiast po mym zawiadomieniu zakończona, bez żadnych czynności zmierzających do jej wyjaśnienia, odmową wszczęcia śledztwa.
Jest to w oczywisty sposób błędne działanie prokuratury i Policji, ponieważ albo zawiadomienie jest prawdziwe, a wówczas nie można odmawiać wszczęcia śledztwa (patrz
art. 303 k.p.k.), albo jest fałszywe, a wówczas należy prowadzić śledztwo przeciwko zawiadamiającemu -- jako kłamcy, albo jego prawdziwość jest niejasna, czyli jest może prawdziwe, a może fałszywe, czyli uzasadnione jest też podejrzenie, że jest prawdziwe: ale wówczas, z uwagi na konieczność zapewniania praw człowieka przez państwo (w czym mieści się też potrzeba działań zaradczych i przeciwdziałających różnym przestępstwom, patrz
orzecznictwo ETPCz) oraz obowiązek, by nie stać się poplecznikiem przestępców,
prokuratura nie może lekceważyć ryzyka, że jest prawdziwe i że doszło do przestępstwa, tylko powinna śledztwo prowadzić. Wyjaśniałem to już w następującym wątku na forum:
viewtopic.php?f=12&t=7430.
10) Padająca w obu zeznaniach teza "Od Niżyńskiego unosił się nieprzyjemny zapach" (zdaniem "pokrzywdzonego" nawet "silna woń") jest niewiarygodna.
Wbrew temu, co krąży nieco po narodzie, nie jest tak, że "człowiek musi się myć przede wszystkim po to, żeby nie śmierdzieć", a "gdy człowiek się nie umyje, to będzie śmierdział" -- jest to bzdurna mądrość ludowa, a nie prawda, gdyż tkanka organiczna praktycznie nigdy nie ma zapachu. Dotyczy to np. skóry. Skóra nie pachnie, a narządy wewnętrzne są niedostępne. Ubrania, które są ciągle przewiewane na świeżym powietrzu, też przecież nie pachną. Z kolei skarpety schowane są w środku butów i tak uciskane, że nie mają jak emitować w powietrze -- a tym bardziej "w dużej ilości", non stop przez całe tygodnie może jeszcze w dużej ilości, jak gdyby nie wiadomo ile ich łącznie było, ale chyba jakieś "niewyczerpane źródło" -- śmierdzące cząsteczki. Po prostu tak nie jest. Śmierdzące skarpetki to też problem przereklamowany i nawet u nastolatków nie musi być tak źle, a tym bardziej u dorosłych mężczyzn, choćby nawet nie zmieniano tych skarpetek codziennie. Zwykle trzeba by dopiero zbliżyć nos na odległość kilku centymetrów do odsłoniętej skarpetki, by z jej powodu odczuwać dyskomfort, choćby nawet przez tydzień czy dwa skarpetki pozostały niezmienione.
Generalnie więc sformułowanie "ktoś śmierdzi" bardziej kojarzy się z kalumnią, z wyzwiskiem, niż z sytuacją, która może faktycznie się realizować. Typowy człowiek nawet nie wie, jak mógłby osiągnąć "bycie śmierdzielem", jest to dla niego niewyobrażalne -- może co najwyżej zacytuje głupotę ludową, że od nieumycia się powstaje problem ze smrodem (zamiast właśnie z czym innym: z brudem, z brakiem higieny...), tym niemniej gdyby miało przyjść co do czego i miał faktycznie osiągnąć taki stan, żeby z odległości powiedzmy 30 cm (liczonej przy normalnej wyprostowanej postawie obu osób) wyczuwalny miał być od niego odór, to by się to zapewne po prostu nie udawało. Nie wiadomo, jak coś takiego zrobić, bo co do zasady tkanka organiczna nie śmierdzi -- nie jest od rozpylania w nieskończoność jakichś łatwo wyczuwalnych cząsteczek zapachowych. Kryminalistyka zna teorię śladów zapachowych, ale ślady te pochodzą przede wszystkim od ubrań i są dla człowieka niewyczuwalne, i ich istnienie nie jest żadnym błędem osoby noszącej ubranie.