SĄD NAJWYŻSZY: Skandaliczne orzecznictwo co do spraw karnych. Sąd odziera pokrzywdzonych ze środków bronienia się przed niesprawiedliwością, powołując się przy tym na teorie wzięte z sądów kościelnych
: pt sty 04, 2019 3:26 pm
Nawet nie próbujcie tu przychodzić ze sprawami politycznymi! Musi być furtka, żeby dało się je robić, a nadziei w SN nie było! ("Tu chodzi o dowody...") — to, jak się zdaje: za kasę przyjęte, oficjalne stanowisko Sądu Najwyższego!
Art. 5 §1 k.p.k. (albowiem bez dowodu winy jest się niewinnym), art. 7 k.p.k. (albowiem skazanie bez dowodu, za to poprzez jakiś dowolny domysł, opiera się na błędzie rozumowania: błąd wniosku bez przesłanki) oraz art. 92 k.p.k. (który głosi, że można i trzeba opierać się tylko na okolicznościach ujawnionych w toku postępowania, czyli przy sprawach rozpoznawanych bez rozprawy chodzi tu o to, co stwierdzają dowody w aktach — nie można poza to wykraczać i trzeba wszechstronnie uwzględnić wszystko) są tymi przepisami, które zabezpieczają przed skazywaniem bez dowodu winy, arbitralnym zmyślaniem sobie ustaleń faktycznych przez sąd itd. Mogą przecież zdarzać się procesy polityczne, a sąd tak w I, jak i II instancji może być złej woli. Skoro takie skazywanie narusza konkretne przepisy prawa, a nawet narusza je rażąco, to wydawałaby się jak najbardziej możliwa i wskazana, jako środek do rozwiązania tego problemu, kasacja. Co na to Sąd Najwyższy? Zobaczmy orzecznictwo:
(Jest to kolejna w SN próba jechania — jak na jakiejś "złotej zasadzie" — na fałszywej koncepcji, że skoro w I i II instancji ktoś przegrał, czyli sąd I instancji był wzięty w obronę przez sąd II instancji, to nie da się wygrać kasacji. Bo tak rzekomo im w Sądzie Najwyższym z jakiejś "mądrości" wynika. Jest to aluzja do procesów kościelnych: w sprawach przed sądami biskupimi odwołanie do Sygnatury Apostolskiej w Watykanie jest możliwe tylko wtedy, gdy sądy I i II instancji wydały odmienne wyroki. Przy tym takie podejście pomaga politykom bandyckim przy skutecznym przepychaniu spraw politycznych przez sądownictwo. Nie ma takie podejście żadnej podstawy prawnej.)
.
(Jest to nonsens. Art. 7 k.p.k. brzmi tak oto: "Organy postępowania kształtują swe przekonanie na podstawie wszystkich przeprowadzonych dowodów, ocenianych swobodnie z uwzględnieniem zasad prawidłowego rozumowania oraz wskazań wiedzy i doświadczenia życiowego". Niewątpliwie przy rozpoznawaniu apelacji czy nawet zażalenia sąd II instancji — gdy środek odwoławczy wniesiono w takiej formie, że nie są w nim zawarte żadne konkretne zarzuty, a jedynie ogólna uwaga, że orzeczenie jest niesprawiedliwe i nie powinno się ostać — ma obowiązek wszechstronnie zbadać wszystkie aspekty sprawy, co w praktyce oznacza, że samodzielnie też jeszcze raz ocenić dowody czy też chociaż zweryfikować, jak je oceniał sąd II instancji i czy zgadza się to z tym, jak powinny być ocenione. Zatem także i w II instancji stosuje się art. 7 k.p.k. i doprawdy nie widzę powodu, by "nie mógł on być podstawą kasacyjną, jeśli w II instancji nie przeprowadzono rozprawy". To doprawdy bezsensowna teoria.)
.
(Nieprawda. Art. 7 k.p.k., a także art. 5 §1 k.p.k., są wprawdzie bardzo fundamentalne, a zatem ich naruszenia są czymś szczególnie rażącym, tym niemniej żadne "przepisy szczególne" nie zawierają gwarancji ich przestrzegania. Przepisy te są przy tym bardzo ważne, bo wprowadzają samodzielnie nową jakość, której nie ma narzuconej gdzie indziej w bardziej szczegółowych przepisach: np. narzucają opieranie się na zasadach tylko prawidłowego, logicznie nieskazitelnego rozumowania, pod rygorem uznania orzeczenia za nielegalne, jak również na wskazaniach wiedzy ogólnej i specjalistycznej, w tym: nauk prawnych [patrz np.: zasada bezpośredniości], przy ocenianiu dowodów, zaś art. 5 §1 k.p.k. narzuca, pod rygorem uznania orzeczenia za nielegalne, że musi istnieć kompletny dowód winy, by doszło do skazania za przestępstwo, czyli jak słuszna co do każdej okoliczności decydującej o tym, że przestępstwo popełniono, gdyż w braku takiego dowodu sąd zobowiązany jest uznawać za niewinnego. I można się później powoływać na naruszenie któregoś z tych przepisów, czyli naruszenie samego prawa, a nie tylko błąd ustaleń faktycznych, gdy zdarza się rażąco niesprawiedliwe orzeczenie. Można wtedy liczyć, dzięki tym przepisom, na kasację, bo co do zasady kasacja może się opierać tylko na zarzutach, że naruszono prawo, a nie na jakichś np. błędach ustaleń faktycznych i tylko tym. Otóż nigdzie indziej tych zasad nie ma, chyba że w jeszcze wyższych unormowaniach [tj. np. można je też wywodzić z Konstytucji], a zatem powinno jak najbardziej być dopuszczalne wnoszenie kasacji na tych podstawach, jeśli doszło do rażących naruszeń prawa, jak w moim przypadku.)
.
(Znowu ta "złota zasada" procesów kościelnych, o której mowa tutaj w pierwszym cytacie [patrz tutaj, po kliknięciu, nagłówek "Najwyższa instancja" w haśle "Sąd kościelny" w Wikipedii]. Nie ma ona podstawy prawnej.)
.
(A co, mędrcze, jeśli sąd w I i II instancji rozumował po prostu rażąco nielogicznie? To już nie ma żadnej nadziei? To poproszę o podstawę prawną, że nie można powołać się na naruszenie art. 7 k.p.k. Bo wydawałoby się, że nie ma innego, który go w tym zakresie zastąpi. Jest to tym istotniejsze, że od niedawna za sprawą PiS-u II instancja to może być tylko 1 sędzia, a nie 3 — tak jest mianowicie przy zażaleniach — co ułatwia utrzymywanie w mocy nadużyć sądowniczych.
W sprawie tej występuje też jakiś spór o psychiatrów — o to, że byli uwikłani w jakieś układy z Wojewódzkim konsultantem i dlatego nie dostrzegali choroby [jakby ktoś nie wiedział, to ze mnie często robią schizofrenika, do woli fałszując sobie opinie w miarę potrzeby, np. żeby skompromitować mnie jako świadka lub podejrzanego; ma to pewnie jakiś związek m. in. z pisowskim byłym Ministrem Finansów o nazwisku Szał-a-macha] — oraz wspomina się w niej też o jakimś Sądzie Metropolitalnym, czyli kościelnym.)
.
(Łacina takim sędziom moim zdaniem pomóc nie powinna! I co z tego, że nie zmieniał ustaleń faktycznych? Przecież musiał je zweryfikować, czyli zastanowić się, jak je by po swojemu ocenił i zobaczyć na tej podstawie, czy są dobrze ocenione, a w związku z tym stosował art. 7 k.p.k. Zatem zarzut naruszenia art. 7 k.p.k. jest jak najbardziej dopuszczalny. Art. 5, który tam w wykropkowanym fragmencie bezpośrednio przed art. 7 również pada, też jest przydatny, zwłaszcza jego dużo lepszy do takich zastosowań paragraf pierwszy [który jest o tym, że w braku dowodu należy każdego uważać za niewinnego; jest to oręż prawny przeciwko skazywaniu bez dowodu].
Znowu widzimy tutaj wyrażaną niemal explicite tę rażąco bezpodstawną prawnie teorię, zasadę kierowania spraw do Najwyższego Trybunału Sygnatury Apostolskiej w Watykanie: "2 razy przegrałeś, to za trzecim razem nie ma prawa się udać [choćby nawet doszło do rażącego naruszenia samego prawa przy ocenie dowodów]".)
.
(Znowu ta sama teoria. Rażące błędy w rozumowaniu, które bierze w obronę sąd II instancji, obrażające prawo, nie mogą rzekomo być korygowane przez kasację do Sądu Najwyższego i nawet władze polityczne nie mogą jakoby nic na nie poradzić.)
.
Jakkolwiek być może to po prostu były przegrane kasacje, bo były kiepskie, tym niemniej sposób formułowania uzasadnień przez SN jest wysoce podejrzany i feruje się tu bardzo zuchwałe i pochopne tezy, jak niemal jakieś zasady prawne, zupełnie bez podstawy prawnej a za to maksymalnie ogólnikowo, chyba tylko po to, by się móc na nie w przyszłości powoływać — jako na utarte kanony, tezy zupełnie pewne i najbardziej fundamentalne — w razie, gdyby trzeba było obsłużyć procesy polityczne Piotra Niżyńskiego (albo dowolnej innej osoby, wedle woli telewizji czy rządu) i zapewnić mu przegraną. Sądy I i II instancji mają przecież "instynkt samozachowawczy" i przede wszystkim będą starać się, by błąd tkwił w dowodach, a nie w stosowaniu fałszywych teorii np. o znaczeniu przepisu definiującego jakieś przestępstwo. Najłatwiej przypisywać, że dowody są tam, gdzie ich nie ma, wtedy w SN będą się wykręcać od oceniania tego, mimo że czasem by należało (gdy naruszone jest samo prawo przy ocenianiu dowodów w I i II instancji).
Art. 5 §1 k.p.k. (albowiem bez dowodu winy jest się niewinnym), art. 7 k.p.k. (albowiem skazanie bez dowodu, za to poprzez jakiś dowolny domysł, opiera się na błędzie rozumowania: błąd wniosku bez przesłanki) oraz art. 92 k.p.k. (który głosi, że można i trzeba opierać się tylko na okolicznościach ujawnionych w toku postępowania, czyli przy sprawach rozpoznawanych bez rozprawy chodzi tu o to, co stwierdzają dowody w aktach — nie można poza to wykraczać i trzeba wszechstronnie uwzględnić wszystko) są tymi przepisami, które zabezpieczają przed skazywaniem bez dowodu winy, arbitralnym zmyślaniem sobie ustaleń faktycznych przez sąd itd. Mogą przecież zdarzać się procesy polityczne, a sąd tak w I, jak i II instancji może być złej woli. Skoro takie skazywanie narusza konkretne przepisy prawa, a nawet narusza je rażąco, to wydawałaby się jak najbardziej możliwa i wskazana, jako środek do rozwiązania tego problemu, kasacja. Co na to Sąd Najwyższy? Zobaczmy orzecznictwo:
--- Sąd Najwyższy, V KK 491/17Ponadto, skoro Sąd odwoławczy w tej sprawie nie przeprowadzał żadnego postępowania dowodowego, ani nie dokonał odmiennej oceny dowodów od tej, której dokonał Sąd Rejonowy, to i nie mógł obrazić art. 7 k.p.k. [...] Przesądza to o bezzasadności zarzutu naruszenia art. 7 k.p.k., który może być bezpośrednio stawiany wyrokowi sądu odwoławczego tylko wtedy, gdy sąd ten dokonał samodzielnie oceny zebranego w sprawie materiału dowodowego, odmiennie aniżeli uczynił to sąd I instancji albo też przeprowadził nowe dowody w postępowaniu odwoławczym, których następnie dokonał oceny wbrew zasadom określonym w art. 7 k.p.k., co w realiach niniejszej sprawy nie miało miejsca.
(Jest to kolejna w SN próba jechania — jak na jakiejś "złotej zasadzie" — na fałszywej koncepcji, że skoro w I i II instancji ktoś przegrał, czyli sąd I instancji był wzięty w obronę przez sąd II instancji, to nie da się wygrać kasacji. Bo tak rzekomo im w Sądzie Najwyższym z jakiejś "mądrości" wynika. Jest to aluzja do procesów kościelnych: w sprawach przed sądami biskupimi odwołanie do Sygnatury Apostolskiej w Watykanie jest możliwe tylko wtedy, gdy sądy I i II instancji wydały odmienne wyroki. Przy tym takie podejście pomaga politykom bandyckim przy skutecznym przepychaniu spraw politycznych przez sądownictwo. Nie ma takie podejście żadnej podstawy prawnej.)
.
--- Sąd Najwyższy, III KK 491/17Twierdzenie obrońcy, że Sąd odwoławczy dopuścił się samodzielnej obrazy art. 410 k.p.k. [to taki odpowiednik art. 92 k.p.k. stosowany w przypadku rozpraw; prawie identyczny; głosi, że można i trzeba oprzeć się tylko na całokształcie tego, co ujawniono, udowodniono w toku rozprawy], ... art. 7 k.p.k. ..., w sytuacji, gdy Sąd Okręgowy nie czynił w sprawie samodzielnych ustaleń faktycznych, jest oczywistym błędem. Wszystkie te zarzuty w istocie są kierowane przeciwko postępowaniu rozpoznawczemu i nie posiadają charakteru kasacyjnego stanowiąc, co trafnie zauważył już Sąd drugiej instancji, polemikę z ustalonymi faktami.
(Jest to nonsens. Art. 7 k.p.k. brzmi tak oto: "Organy postępowania kształtują swe przekonanie na podstawie wszystkich przeprowadzonych dowodów, ocenianych swobodnie z uwzględnieniem zasad prawidłowego rozumowania oraz wskazań wiedzy i doświadczenia życiowego". Niewątpliwie przy rozpoznawaniu apelacji czy nawet zażalenia sąd II instancji — gdy środek odwoławczy wniesiono w takiej formie, że nie są w nim zawarte żadne konkretne zarzuty, a jedynie ogólna uwaga, że orzeczenie jest niesprawiedliwe i nie powinno się ostać — ma obowiązek wszechstronnie zbadać wszystkie aspekty sprawy, co w praktyce oznacza, że samodzielnie też jeszcze raz ocenić dowody czy też chociaż zweryfikować, jak je oceniał sąd II instancji i czy zgadza się to z tym, jak powinny być ocenione. Zatem także i w II instancji stosuje się art. 7 k.p.k. i doprawdy nie widzę powodu, by "nie mógł on być podstawą kasacyjną, jeśli w II instancji nie przeprowadzono rozprawy". To doprawdy bezsensowna teoria.)
.
--- Sąd Najwyższy, II KK 100/13Ponieważ obrońca zarzucił obrazę przepisów ... art. 5 § 1 ... oraz art. 7 k.p.k., to należy zauważyć, iż tego rodzaju zarzuty nie mogą samodzielnie stanowić podstawy kasacji z uwagi na to, że formułują jedynie naczelne zasady procesu karnego, mające charakter ogólnych dyrektyw. Przestrzeganie tych zasad gwarantowane jest w przepisach szczególnych i dopiero wskazanie naruszenia konkretnych takich przepisów może uzasadniać stosowny zarzut kasacyjny. Podobnie przepisy art. 92 k.p.k. i art. 410 k.p.k. są adresowane
wprost do Sądu I instancjii [czyli niedopuszczalne w kasacji], który [to rzekomo jako jedyny] na podstawie całości zgromadzonego materiału dowodowego czynił ustalenia faktyczne.
(Nieprawda. Art. 7 k.p.k., a także art. 5 §1 k.p.k., są wprawdzie bardzo fundamentalne, a zatem ich naruszenia są czymś szczególnie rażącym, tym niemniej żadne "przepisy szczególne" nie zawierają gwarancji ich przestrzegania. Przepisy te są przy tym bardzo ważne, bo wprowadzają samodzielnie nową jakość, której nie ma narzuconej gdzie indziej w bardziej szczegółowych przepisach: np. narzucają opieranie się na zasadach tylko prawidłowego, logicznie nieskazitelnego rozumowania, pod rygorem uznania orzeczenia za nielegalne, jak również na wskazaniach wiedzy ogólnej i specjalistycznej, w tym: nauk prawnych [patrz np.: zasada bezpośredniości], przy ocenianiu dowodów, zaś art. 5 §1 k.p.k. narzuca, pod rygorem uznania orzeczenia za nielegalne, że musi istnieć kompletny dowód winy, by doszło do skazania za przestępstwo, czyli jak słuszna co do każdej okoliczności decydującej o tym, że przestępstwo popełniono, gdyż w braku takiego dowodu sąd zobowiązany jest uznawać za niewinnego. I można się później powoływać na naruszenie któregoś z tych przepisów, czyli naruszenie samego prawa, a nie tylko błąd ustaleń faktycznych, gdy zdarza się rażąco niesprawiedliwe orzeczenie. Można wtedy liczyć, dzięki tym przepisom, na kasację, bo co do zasady kasacja może się opierać tylko na zarzutach, że naruszono prawo, a nie na jakichś np. błędach ustaleń faktycznych i tylko tym. Otóż nigdzie indziej tych zasad nie ma, chyba że w jeszcze wyższych unormowaniach [tj. np. można je też wywodzić z Konstytucji], a zatem powinno jak najbardziej być dopuszczalne wnoszenie kasacji na tych podstawach, jeśli doszło do rażących naruszeń prawa, jak w moim przypadku.)
.
--- Sąd Najwyższy, III KK 491/17Wobec zarzutu dotyczącego także rażącego naruszenia art. 7 k.p.k. należy stwierdzić, iż zarzut złamania zasady swobodnej oceny dowodów może być samodzielnie i bezpośrednio stawiany wyrokowi Sądu odwoławczego tylko wtedy, gdy Sąd ten wydał orzeczenie o charakterze reformatoryjnym. A więc, gdy zmienił wyrok Sądu pierwszej instancji dokonując oceny dowodów odmiennej od tej, która legła u podstawy faktycznej wyroku tego Sądu.
(Znowu ta "złota zasada" procesów kościelnych, o której mowa tutaj w pierwszym cytacie [patrz tutaj, po kliknięciu, nagłówek "Najwyższa instancja" w haśle "Sąd kościelny" w Wikipedii]. Nie ma ona podstawy prawnej.)
.
--- Sąd Najwyższy, II KK 216/13Ponieważ w kasacji zarzucono obrazę przepisów [...] art. 5 [...] k.p.k. i art. 7 k.p.k., to należy zauważyć, iż tego rodzaju zarzuty nie mogą samodzielnie stanowić podstawy kasacji z uwagi na to, że formułują jedynie naczelne zasady procesu karnego, mające charakter ogólnych dyrektyw. Przestrzeganie zasad wyrażonych w tych przepisach gwarantowane jest w przepisach szczególnych i dopiero wskazanie naruszenia konkretnych przepisów szczegółowych może uzasadniać stosowny zarzut kasacyjny.
(A co, mędrcze, jeśli sąd w I i II instancji rozumował po prostu rażąco nielogicznie? To już nie ma żadnej nadziei? To poproszę o podstawę prawną, że nie można powołać się na naruszenie art. 7 k.p.k. Bo wydawałoby się, że nie ma innego, który go w tym zakresie zastąpi. Jest to tym istotniejsze, że od niedawna za sprawą PiS-u II instancja to może być tylko 1 sędzia, a nie 3 — tak jest mianowicie przy zażaleniach — co ułatwia utrzymywanie w mocy nadużyć sądowniczych.
W sprawie tej występuje też jakiś spór o psychiatrów — o to, że byli uwikłani w jakieś układy z Wojewódzkim konsultantem i dlatego nie dostrzegali choroby [jakby ktoś nie wiedział, to ze mnie często robią schizofrenika, do woli fałszując sobie opinie w miarę potrzeby, np. żeby skompromitować mnie jako świadka lub podejrzanego; ma to pewnie jakiś związek m. in. z pisowskim byłym Ministrem Finansów o nazwisku Szał-a-macha] — oraz wspomina się w niej też o jakimś Sądzie Metropolitalnym, czyli kościelnym.)
.
--- Sąd Najwyższy, III KK 68/14Podkreślić należy, że postawiony w pkt 2 zarzut naruszenia art. 410 k.p.k. [powtórzę: to taki specyficzny wariant art. 92 k.p.k., który dotyczy sytuacji, gdy sprawa jest rozpoznawana na rozprawie, czyli sytuacji niby najbardziej typowej; też chodzi w nim o to samo: że nie można opierać się na danych nieujawnionych, w tym w szczególności zmyślać sobie okoliczności faktycznych, a trzeba uwzględniać wszystko to, co ujawniono], ... art. 7 k.p.k. skierowany został [...] [wadliwie]. Sąd ad quem utrzymał w mocy wyrok Sądu a quo, uznając apelację obrońcy za oczywiście bezzasadną. Nie zmieniał on zatem ustaleń faktycznych, przez co nie mógł dopuścić się obrazy tychże przepisów w toku postępowania odwoławczego. [...] Dostrzec przy tym należy, że przedmiotowa kasacja, poza częściowym odpowiednim dostosowaniem treści zarzutów do wymogów kasacyjnych, w zasadzie stanowi powtórzenie argumentacji apelacji. Kwestionowane przez obronę okoliczności były już więc przedmiotem rozpoznania.
(Łacina takim sędziom moim zdaniem pomóc nie powinna! I co z tego, że nie zmieniał ustaleń faktycznych? Przecież musiał je zweryfikować, czyli zastanowić się, jak je by po swojemu ocenił i zobaczyć na tej podstawie, czy są dobrze ocenione, a w związku z tym stosował art. 7 k.p.k. Zatem zarzut naruszenia art. 7 k.p.k. jest jak najbardziej dopuszczalny. Art. 5, który tam w wykropkowanym fragmencie bezpośrednio przed art. 7 również pada, też jest przydatny, zwłaszcza jego dużo lepszy do takich zastosowań paragraf pierwszy [który jest o tym, że w braku dowodu należy każdego uważać za niewinnego; jest to oręż prawny przeciwko skazywaniu bez dowodu].
Znowu widzimy tutaj wyrażaną niemal explicite tę rażąco bezpodstawną prawnie teorię, zasadę kierowania spraw do Najwyższego Trybunału Sygnatury Apostolskiej w Watykanie: "2 razy przegrałeś, to za trzecim razem nie ma prawa się udać [choćby nawet doszło do rażącego naruszenia samego prawa przy ocenie dowodów]".)
.
--- Sąd Najwyższy, IV KK 111-14Wielokrotnie już dotychczas Sąd Najwyższy wskazywał, że skuteczne podniesienie pod adresem Sądu Odwoławczego zarzutu samoistnego naruszenia art. 7 k.p.k., czy art. 410 k.p.k. [dla mnie częściej ważny jest art. 92 k.p.k., ale ten jest bardzo podobny i powtórzę, że to o konieczności oparcia się na całokształcie i tylko na całokształcie tego, co ujawniono w toku postępowania] możliwe jest, co do zasady, wówczas, gdy Sąd ten poczynił własne ustalenia faktyczne, odmienne od tych, które stanowiły podstawę orzeczenia Sądu I instancji lub też nowe ustalenia faktyczne, naruszając przy tym określone w powołanych normach zasady (por. postanowienia Sądu Najwyższego z dnia: 5 sierpnia 2003 r., III KK 11/03, Lex nr 80301, 4 maja 2005 r., II KK 399/04, Lex nr 199795, 6 marca 2007 r., IV KK 362/06, Lex nr 467527). W omawianym przypadku Sąd Apelacyjny nie poczynił odmiennych ustaleń faktycznych i zaaprobował ocenę dowodów, a w konsekwencji i ustalenia faktyczne poczynione przez sad I instancji. Nie miał zatem Sąd odwoławczy nawet okazji procesowej by te normy naruszyć.
(Znowu ta sama teoria. Rażące błędy w rozumowaniu, które bierze w obronę sąd II instancji, obrażające prawo, nie mogą rzekomo być korygowane przez kasację do Sądu Najwyższego i nawet władze polityczne nie mogą jakoby nic na nie poradzić.)
.
Jakkolwiek być może to po prostu były przegrane kasacje, bo były kiepskie, tym niemniej sposób formułowania uzasadnień przez SN jest wysoce podejrzany i feruje się tu bardzo zuchwałe i pochopne tezy, jak niemal jakieś zasady prawne, zupełnie bez podstawy prawnej a za to maksymalnie ogólnikowo, chyba tylko po to, by się móc na nie w przyszłości powoływać — jako na utarte kanony, tezy zupełnie pewne i najbardziej fundamentalne — w razie, gdyby trzeba było obsłużyć procesy polityczne Piotra Niżyńskiego (albo dowolnej innej osoby, wedle woli telewizji czy rządu) i zapewnić mu przegraną. Sądy I i II instancji mają przecież "instynkt samozachowawczy" i przede wszystkim będą starać się, by błąd tkwił w dowodach, a nie w stosowaniu fałszywych teorii np. o znaczeniu przepisu definiującego jakieś przestępstwo. Najłatwiej przypisywać, że dowody są tam, gdzie ich nie ma, wtedy w SN będą się wykręcać od oceniania tego, mimo że czasem by należało (gdy naruszone jest samo prawo przy ocenianiu dowodów w I i II instancji).