[SĄD OKRĘGOWY W WARSZAWIE] Do mojego nowego pozwu przeciwko Skarbowi Państwa (temu sądowi) 'wylosowano' tego samego sędziego, który orzekał w sprawie tu ocenianej (i z radością naruszał Konstytucję)
: sob sie 04, 2018 9:48 am
Chodzi tu teraz o to, o czym była mowa we wpisie ZAMELDOWANIE, ŚCISŁE POLICYJNE USTALENIA ADRESU... RAZEM 4 DOKUMENTY URZĘDOWE. DLA NICH TO NIC. Sąd dalej lansuje bez dowodu ustalenie faktyczne, że miałem inny adres. "Prawomocna" kradzież.
Poprzednie orzeczenie SSO Mojsy: viewtopic.php?f=11&t=7388
I znowu orzekać ma sędzina Mojsa, tym razem w roli oceniającego moje roszczenia pod adresem Skarbu Państwa, cywilnie odpowiedzialnego w mym nowym pozwie. Chodzi tu o (ubrane m. in. w formułę powództwa o ustalenie istnienia prawa) roszczenia dotyczące tej właśnie sprawy, którą ona niedawno, na przełomie 2017 i 2018 r., przez chwilę prowadziła (w związku z mym wnioskiem o zwolnienie z kosztów sądowych i przyznanie pełnomocnika z urzędu do sporządzenia skargi o stwierdzenie niezgodności z prawem prawomocnego wyroku). Zarzucam teraz, że sądy za prawomocnie zakończoną uznają sprawę, która prawomocnie zakończoną nie jest i w której przysługuje doręczenie oraz prawo do wniesienia sprzeciwu.
. . . . . . Osobą, która ma to oceniać, jest znowu SSO Mojsa, która już zaprezentowała się od najgorszej strony, gdyż w innej sprawie (a nawet pod sygnaturą sprawy "skarżonej", tej, której dotyczy nowe pozew) ona mimo wyczerpującego dowodu z mojej strony, że nie ma co powoływać się na jakąś tam (bynajmniej nie jedyną) linię orzeczniczą Sądu Najwyższego, ponieważ jest ona niezgodna z Konstytucją, dalej twierdziła to samo i przyjmowała bezzasadne ustalenia faktyczne.
. . . . . . Jest to osoba, która jedynie patrzy na to, czy można znaleźć jakąś linię orzeczniczą Sądu Najwyższego, choćby nietrafną albo na nieco inny temat zapewne się wypowiadającą, bo na temat pomyłek przy bezpłatnym doręczaniu orzeczeń z inicjatywy sądu (patrz tutaj) -- po czym bez względu na perfekcyjnie poprawnie wytknięte przeze mnie niezgodności z Konstytucją i prawami człowieka . (czy np. brak stosowalności danego orzecznictwa do realiów danej sprawy) . dalej radośnie orzeka w oparciu o "standardy z górnej półki", typowo: z Sądu Najwyższego. To nie sędzina Mojsa winna (temu, że nie stosuje zasady "przyjmować zawsze tę wykładnię, która jest zgodna z Konstytucją RP" -- p. np. wyrok SN nr II CSK 517/14), tylko koniecznie winny jest Sąd Najwyższy, to on nie rozumie oczywistości. I to mimo, że brak jakiegokolwiek dowodu, iż on te kwestie w ogóle rozważał i się na ich temat wypowiadał. Sąd Okręgowy widzi te niezgodności z prawem, z Konstytucją, z prawami człowieka, bo ja mu je wytykam w pismach procesowych, mimo to je lekceważy, natomiast co do SN to oficjalnie (jeśli pominąć wiedzę o skandalu kryminalnym) przecież nie ma nawet dowodu, że swe orzeczenia analizował pod kątem tych konkretnych sposobów naruszenia praw człowieka i praw konstytucyjnych, które ja wytykam (tj. pod kątem przypadków, gdy w ogóle pod właściwym adresem sąd doręczenia ze swej inicjatywy ani bezpłatnie nie dokonywał).
. . . . . . Otóż w (omówionej po kliknięciu tutaj) uchwale właśnie raczej SN te aspekty pomijał, nawet na nie nie wpadając (mimo, że w tym kontekście naruszenia byłyby oczywiste), co dodatkowo wskazuje na to, że jego orzecznictwo nie ma akurat do takich przypadków zastosowania (gdy sąd w ogóle nigdy nie doręczył skutecznie orzeczenia w trybie bezpłatnym, z własnej inicjatywy). Np. robiono w uzasadnieniu uchwały analizy, czy aby nie jest ona niezgodna z Konstytucją, z prawami człowieka, ale się tego nie dopatrzono; tymczasem w ogóle nie zauważono kwestii zasady równości, czyli tego, że każdy ma prawo do równego traktowania przez władze publiczne. Taki problem oczywiście niezbyt powstaje, jeśli się ogranicza uchwałę do przypadków pomniejszych błędów przy doręczeniu np. jakiegoś postanowienia I instancji (brak pouczenia, błędne pouczenia co do możliwości zaskarżenia). Natomiast ta kwestia równego traktowania jest to problem kolosalny, gdy idzie o osoby postawione w gorszej pozycji ze względu w ogóle na brak prawidłowego doręczenia nakazu zapłaty, mianowicie wysłanie go na inny adres. Które to osoby teraz albo muszą ograniczać się w swych prawach i nie brać odpisu, albo -- jeśli go biorą -- to już mają dużo gorzej, już muszą w 2 tygodnie zdążyć z dowodami jego nieprawomocności i z walką z różnymi niereprezentatywnymi teoriami prawnymi (np. o rzekomych skutkach prawomocnej klauzuli wykonalności, co jakoby wyklucza powołanie się na błędne ustalenie faktyczne i naruszenie prawa do sądu). A zatem osoby takie w wyniku stosowania uchwały będą gorzej traktowane. Tego w ogóle jej autorzy jakoś w tych analizach zgodności ze stanem prawnym, z Konstytucją nie poruszali. Dlaczego? Bo to o czym innym uchwała... Nie o takich pokrzywdzonych... Poza tym przy analizach prawa do sądu też pominięto kwestię prawa do rozprawy. Dlaczego? Bo to w ogóle o czym innym uchwała... Nie o takich pokrzywdzonych...
. . . . . . (Tak jest oficjalnie. Gdy się nie uwzględnia spodziewanych zakulisowych wpływów telewizji na ten sąd.)
. . . . . . Wspomnianą uchwałę 44 sędziów "o prawomocności" (tak naprawdę to ona o czymś trochę innym mówi) ta sędzina na pewno zastosuje, podobnie jak niedawno w tamtej sprawie zastosowała, mimo moich uwag nie nadających się do rozumowego odparcia (ponieważ bardzo trafnych), błędne inne orzecznictwo SN wytknięte przeze mnie po kliknięciu tutaj w punkcie 4. Można kliknąć i poczytać: o uchwale był punkt 1, a o tamtej błędnej linii orzeczniczej, przez którą "zabiła" mój słuszny wniosek, był punkt 4.
. . . . . . Wszystko to nie ma nic wspólnego z podręcznikami. Podręczniki, jeśli już coś głoszą w sprawie nakazów zapłaty nie doręczonych przez sąd pod właściwym adresem wbrew obowiązkowi sędziego, to omawiają te kwestie ogólnie przy okazji praw człowieka i wtedy robią to zgodnie z wszelkimi standardami. Czyli wnioskiem jest nieprawomocność orzeczenia. No, ale w sądzie może zdaniem niektórych musi triumfować nieuctwo...
Z kolei orzecznictwo Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu, sprzeczne z tymi rzekomymi standardami (w tym przypadku są one w istocie na inny temat), nie jest dla takiego sędziego już ważne (już z góry się domyślam, zobaczycie tu, jak będzie).
Trudno wykazać, dlaczego akurat Strasburg się lekceważy -- pewnie dlatego, bo tamtejsze orzecznictwo było zawsze dla mnie korzystne.
Poprzednie orzeczenie SSO Mojsy: viewtopic.php?f=11&t=7388
I znowu orzekać ma sędzina Mojsa, tym razem w roli oceniającego moje roszczenia pod adresem Skarbu Państwa, cywilnie odpowiedzialnego w mym nowym pozwie. Chodzi tu o (ubrane m. in. w formułę powództwa o ustalenie istnienia prawa) roszczenia dotyczące tej właśnie sprawy, którą ona niedawno, na przełomie 2017 i 2018 r., przez chwilę prowadziła (w związku z mym wnioskiem o zwolnienie z kosztów sądowych i przyznanie pełnomocnika z urzędu do sporządzenia skargi o stwierdzenie niezgodności z prawem prawomocnego wyroku). Zarzucam teraz, że sądy za prawomocnie zakończoną uznają sprawę, która prawomocnie zakończoną nie jest i w której przysługuje doręczenie oraz prawo do wniesienia sprzeciwu.
. . . . . . Osobą, która ma to oceniać, jest znowu SSO Mojsa, która już zaprezentowała się od najgorszej strony, gdyż w innej sprawie (a nawet pod sygnaturą sprawy "skarżonej", tej, której dotyczy nowe pozew) ona mimo wyczerpującego dowodu z mojej strony, że nie ma co powoływać się na jakąś tam (bynajmniej nie jedyną) linię orzeczniczą Sądu Najwyższego, ponieważ jest ona niezgodna z Konstytucją, dalej twierdziła to samo i przyjmowała bezzasadne ustalenia faktyczne.
. . . . . . Jest to osoba, która jedynie patrzy na to, czy można znaleźć jakąś linię orzeczniczą Sądu Najwyższego, choćby nietrafną albo na nieco inny temat zapewne się wypowiadającą, bo na temat pomyłek przy bezpłatnym doręczaniu orzeczeń z inicjatywy sądu (patrz tutaj) -- po czym bez względu na perfekcyjnie poprawnie wytknięte przeze mnie niezgodności z Konstytucją i prawami człowieka . (czy np. brak stosowalności danego orzecznictwa do realiów danej sprawy) . dalej radośnie orzeka w oparciu o "standardy z górnej półki", typowo: z Sądu Najwyższego. To nie sędzina Mojsa winna (temu, że nie stosuje zasady "przyjmować zawsze tę wykładnię, która jest zgodna z Konstytucją RP" -- p. np. wyrok SN nr II CSK 517/14), tylko koniecznie winny jest Sąd Najwyższy, to on nie rozumie oczywistości. I to mimo, że brak jakiegokolwiek dowodu, iż on te kwestie w ogóle rozważał i się na ich temat wypowiadał. Sąd Okręgowy widzi te niezgodności z prawem, z Konstytucją, z prawami człowieka, bo ja mu je wytykam w pismach procesowych, mimo to je lekceważy, natomiast co do SN to oficjalnie (jeśli pominąć wiedzę o skandalu kryminalnym) przecież nie ma nawet dowodu, że swe orzeczenia analizował pod kątem tych konkretnych sposobów naruszenia praw człowieka i praw konstytucyjnych, które ja wytykam (tj. pod kątem przypadków, gdy w ogóle pod właściwym adresem sąd doręczenia ze swej inicjatywy ani bezpłatnie nie dokonywał).
. . . . . . Otóż w (omówionej po kliknięciu tutaj) uchwale właśnie raczej SN te aspekty pomijał, nawet na nie nie wpadając (mimo, że w tym kontekście naruszenia byłyby oczywiste), co dodatkowo wskazuje na to, że jego orzecznictwo nie ma akurat do takich przypadków zastosowania (gdy sąd w ogóle nigdy nie doręczył skutecznie orzeczenia w trybie bezpłatnym, z własnej inicjatywy). Np. robiono w uzasadnieniu uchwały analizy, czy aby nie jest ona niezgodna z Konstytucją, z prawami człowieka, ale się tego nie dopatrzono; tymczasem w ogóle nie zauważono kwestii zasady równości, czyli tego, że każdy ma prawo do równego traktowania przez władze publiczne. Taki problem oczywiście niezbyt powstaje, jeśli się ogranicza uchwałę do przypadków pomniejszych błędów przy doręczeniu np. jakiegoś postanowienia I instancji (brak pouczenia, błędne pouczenia co do możliwości zaskarżenia). Natomiast ta kwestia równego traktowania jest to problem kolosalny, gdy idzie o osoby postawione w gorszej pozycji ze względu w ogóle na brak prawidłowego doręczenia nakazu zapłaty, mianowicie wysłanie go na inny adres. Które to osoby teraz albo muszą ograniczać się w swych prawach i nie brać odpisu, albo -- jeśli go biorą -- to już mają dużo gorzej, już muszą w 2 tygodnie zdążyć z dowodami jego nieprawomocności i z walką z różnymi niereprezentatywnymi teoriami prawnymi (np. o rzekomych skutkach prawomocnej klauzuli wykonalności, co jakoby wyklucza powołanie się na błędne ustalenie faktyczne i naruszenie prawa do sądu). A zatem osoby takie w wyniku stosowania uchwały będą gorzej traktowane. Tego w ogóle jej autorzy jakoś w tych analizach zgodności ze stanem prawnym, z Konstytucją nie poruszali. Dlaczego? Bo to o czym innym uchwała... Nie o takich pokrzywdzonych... Poza tym przy analizach prawa do sądu też pominięto kwestię prawa do rozprawy. Dlaczego? Bo to w ogóle o czym innym uchwała... Nie o takich pokrzywdzonych...
. . . . . . (Tak jest oficjalnie. Gdy się nie uwzględnia spodziewanych zakulisowych wpływów telewizji na ten sąd.)
. . . . . . Wspomnianą uchwałę 44 sędziów "o prawomocności" (tak naprawdę to ona o czymś trochę innym mówi) ta sędzina na pewno zastosuje, podobnie jak niedawno w tamtej sprawie zastosowała, mimo moich uwag nie nadających się do rozumowego odparcia (ponieważ bardzo trafnych), błędne inne orzecznictwo SN wytknięte przeze mnie po kliknięciu tutaj w punkcie 4. Można kliknąć i poczytać: o uchwale był punkt 1, a o tamtej błędnej linii orzeczniczej, przez którą "zabiła" mój słuszny wniosek, był punkt 4.
. . . . . . Wszystko to nie ma nic wspólnego z podręcznikami. Podręczniki, jeśli już coś głoszą w sprawie nakazów zapłaty nie doręczonych przez sąd pod właściwym adresem wbrew obowiązkowi sędziego, to omawiają te kwestie ogólnie przy okazji praw człowieka i wtedy robią to zgodnie z wszelkimi standardami. Czyli wnioskiem jest nieprawomocność orzeczenia. No, ale w sądzie może zdaniem niektórych musi triumfować nieuctwo...
Z kolei orzecznictwo Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu, sprzeczne z tymi rzekomymi standardami (w tym przypadku są one w istocie na inny temat), nie jest dla takiego sędziego już ważne (już z góry się domyślam, zobaczycie tu, jak będzie).
Trudno wykazać, dlaczego akurat Strasburg się lekceważy -- pewnie dlatego, bo tamtejsze orzecznictwo było zawsze dla mnie korzystne.