SO+SA WWA: ZAMELDOWANIE, ŚCISŁE POLICYJNE USTALENIA ADRESU... RAZEM 4 DOKUMENTY URZĘDOWE. DLA NICH TO NIC. Sąd dalej lansuje bez dowodu ustalenie faktyczne, że miałem inny adres. 'Prawomocna' kradzież
: czw lip 05, 2018 10:36 pm
Dotyczy to tego nakazu zapłaty, za który obecnie powinienem dostać zwrot ponad ćwierć miliona zł (ze 275 tys. zł?... odsetki rosną).
3 dokumenty urzędowe z Policji nie tylko ustalają mój adres, ale i wskazują moment jego zmiany, relacjonują rozmowę z właścicielką oraz namierzenie taksówkarza, z pomocą którego przewiozłem wszystkie swoje rzeczy pod adres nowy. Właśnie wtedy, gdy te ustalenia Policja przeprowadzała, rzekomo "uprawomocniał się" nakaz zapłaty, od którego się oczywiście nie odwołałem, bo o nim nie wiedziałem, wysłany pod jeszcze inny adres, tj. ani ten stary, ani ten nowy. W rzeczywistości waloru prawomocności nabrał on, jeśli w ogóle kiedyś, bo moim zdaniem zdecydowanie nie, dopiero na wiosnę 2016 r. i to w takim układzie za sprawą specjalnego doręczenia mi odpisu na moje żądanie i za opłatą, i bez pouczenia o prawie wniesienia sprzeciwu (por. uchwała SN nr III CZP 38/11 pochodząca chyba od 44 sędziów).
Wprawdzie takie stosowanie ww. uchwały wydaje się niekonstytucyjne, bo nie powinno być tak, że gdy ktoś sam (nie zdając sobie może sprawy z konsekwencji tego działania) prosi sąd o odpis nakazu zapłaty, to już jego sytuacja staje się gorsza (mniej korzystna) niż osoby, której normalnie doręczono nakaz zapłaty -- w szczególności, może w ogóle nie wpaść na pomysł zaskarżenia go sprzeciwem, bo o takiej opcji nie wie -- ale spodziewam się, że tak ją będą stosować, tj. bez żadnych wyjątków. Poza tym prawo do sądu w jego interpretacji pochodzącej z ETPCz w Strasburgu generalnie zawiera w sobie prawo do rozprawy, którą państwo powinno zorganizować w przypadku postępowania wytoczonego jakiejś osobie. Jest przy tym możliwe zrzeczenie się rozprawy, ale musi to być jednoznaczne. W takim zaś przypadku jak prośba o (opłacony) odpis, gdy sąd doręcza go bez żadnych zresztą pouczeń, a nawet w sekretariacie prosto do rąk zamawiającego (sam tylko odpis, bez kartki dodatkowej "Doręczenie" czy jakiegoś pisma przewodniego), często wzięcie go i później niewniesienie sprzeciwu może nie mieć nic wspólnego z brakiem woli uczestniczenia w procesie.
"Postanowieniem z dnia ... Referendarz sądowy oddalił [...]. Podniesiono, iż w realiach niniejszej sprawy nakaz zapłaty [z sierpnia 2014 r. — przyp. mój] ... uprawomocnił się w dniu 04.10.2014 r. [...] Sąd w całości przyjmuje jako własne ustalenia faktyczne ... poczynione w ramach zaskarżonego orzeczenia." . . (podkreślony fragment — p. przedost. akapit uzasadnienia)
Podnieść tu trzeba, że sąd był doskonale poinformowany zarówno o tym, jak późno doszło do "uprawomocnienia się" nakazu zapłaty, a to przy użyciu dokumentów, które miał obowiązek uwzględnić ("Prawidłowe osądzenie sprawy wymaga, by sąd nie pominął istotnych faktów i dowodów, których uwzględnienie miałoby znaczenie dla rozstrzygnięcia sprawy" -- p. II CSK 167/08, to właściwie kalka z art. 227 k.p.c., podnosząca tę kwestię do rangi decydującej o prawidłowości osądzenia sprawy). Tymczasem Sąd Okręgowy pominął te pozornie "nowe" fakty (choć w rzeczywistości dowody z dokumentów były już zgłoszone od samego początku, w samym wniosku o zwolnienie z kosztów i przyznanie pełnomocnika z urzędu, choć tych dokumentów tam nie załączyłem; obowiązek uczynienia tego pojawia się dopiero na żądanie przeciwnika lub sędziego), a co do prawa -- przytaknął nonsensownej teorii o zakazie przywracania terminu do wniesienia skargi o stwierdzenie niezgodności z prawem (p. ten oto wpis na forum). Niesłuszna ta teoria, obmyślona chyba pod postać mego dziadka i jego ulubione powiedzonko, jak pokazuje ww. wpis, prowadzić musi, o ile jest stosowana, do naruszeń Konstytucji w pewnych przypadkach (właśnie tego rodzaju, co mój), co będę zaskarżać skargą do Trybunału Konstytucyjnego, jeśli się uda.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
edit: A tu jakaś nowa koncepcja — sprawa "jest prawomocna" (no bez przesady, jakże by mi aż tak na rękę pójść, by przyznać, że nie...), ale nie od października 2014 r. Krok w moją stronę! To pewnie za sprawą tych dokumentów urzędowych. Niestety chyba to przypadek jednostkowy ten wyłom ze stałego podejścia "wszystko przegrałem, nic nie można zrewidować". Przez Sąd Okręgowy od 3 lat niepotrzebnie przedłużają mi się tortury w sytuacji, gdy mam przecież swoją nieruchomość. Mógłbym się wziąć za rozwiązanie problemu, ale przez brak kasy, na straży którego stoi Sąd Okręgowy, mam zamiast spokoju — torturę dźwiękową. Popatrzcie tymczasem na ten uroczy wyłom (tutaj sprawa jakoby jest prawomocna dopiero od 2016 r., a w każdym razie nie powołują się na nic wcześniejszego):
.
3 dokumenty urzędowe z Policji nie tylko ustalają mój adres, ale i wskazują moment jego zmiany, relacjonują rozmowę z właścicielką oraz namierzenie taksówkarza, z pomocą którego przewiozłem wszystkie swoje rzeczy pod adres nowy. Właśnie wtedy, gdy te ustalenia Policja przeprowadzała, rzekomo "uprawomocniał się" nakaz zapłaty, od którego się oczywiście nie odwołałem, bo o nim nie wiedziałem, wysłany pod jeszcze inny adres, tj. ani ten stary, ani ten nowy. W rzeczywistości waloru prawomocności nabrał on, jeśli w ogóle kiedyś, bo moim zdaniem zdecydowanie nie, dopiero na wiosnę 2016 r. i to w takim układzie za sprawą specjalnego doręczenia mi odpisu na moje żądanie i za opłatą, i bez pouczenia o prawie wniesienia sprzeciwu (por. uchwała SN nr III CZP 38/11 pochodząca chyba od 44 sędziów).
Wprawdzie takie stosowanie ww. uchwały wydaje się niekonstytucyjne, bo nie powinno być tak, że gdy ktoś sam (nie zdając sobie może sprawy z konsekwencji tego działania) prosi sąd o odpis nakazu zapłaty, to już jego sytuacja staje się gorsza (mniej korzystna) niż osoby, której normalnie doręczono nakaz zapłaty -- w szczególności, może w ogóle nie wpaść na pomysł zaskarżenia go sprzeciwem, bo o takiej opcji nie wie -- ale spodziewam się, że tak ją będą stosować, tj. bez żadnych wyjątków. Poza tym prawo do sądu w jego interpretacji pochodzącej z ETPCz w Strasburgu generalnie zawiera w sobie prawo do rozprawy, którą państwo powinno zorganizować w przypadku postępowania wytoczonego jakiejś osobie. Jest przy tym możliwe zrzeczenie się rozprawy, ale musi to być jednoznaczne. W takim zaś przypadku jak prośba o (opłacony) odpis, gdy sąd doręcza go bez żadnych zresztą pouczeń, a nawet w sekretariacie prosto do rąk zamawiającego (sam tylko odpis, bez kartki dodatkowej "Doręczenie" czy jakiegoś pisma przewodniego), często wzięcie go i później niewniesienie sprzeciwu może nie mieć nic wspólnego z brakiem woli uczestniczenia w procesie.
"Postanowieniem z dnia ... Referendarz sądowy oddalił [...]. Podniesiono, iż w realiach niniejszej sprawy nakaz zapłaty [z sierpnia 2014 r. — przyp. mój] ... uprawomocnił się w dniu 04.10.2014 r. [...] Sąd w całości przyjmuje jako własne ustalenia faktyczne ... poczynione w ramach zaskarżonego orzeczenia." . . (podkreślony fragment — p. przedost. akapit uzasadnienia)
Podnieść tu trzeba, że sąd był doskonale poinformowany zarówno o tym, jak późno doszło do "uprawomocnienia się" nakazu zapłaty, a to przy użyciu dokumentów, które miał obowiązek uwzględnić ("Prawidłowe osądzenie sprawy wymaga, by sąd nie pominął istotnych faktów i dowodów, których uwzględnienie miałoby znaczenie dla rozstrzygnięcia sprawy" -- p. II CSK 167/08, to właściwie kalka z art. 227 k.p.c., podnosząca tę kwestię do rangi decydującej o prawidłowości osądzenia sprawy). Tymczasem Sąd Okręgowy pominął te pozornie "nowe" fakty (choć w rzeczywistości dowody z dokumentów były już zgłoszone od samego początku, w samym wniosku o zwolnienie z kosztów i przyznanie pełnomocnika z urzędu, choć tych dokumentów tam nie załączyłem; obowiązek uczynienia tego pojawia się dopiero na żądanie przeciwnika lub sędziego), a co do prawa -- przytaknął nonsensownej teorii o zakazie przywracania terminu do wniesienia skargi o stwierdzenie niezgodności z prawem (p. ten oto wpis na forum). Niesłuszna ta teoria, obmyślona chyba pod postać mego dziadka i jego ulubione powiedzonko, jak pokazuje ww. wpis, prowadzić musi, o ile jest stosowana, do naruszeń Konstytucji w pewnych przypadkach (właśnie tego rodzaju, co mój), co będę zaskarżać skargą do Trybunału Konstytucyjnego, jeśli się uda.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
edit: A tu jakaś nowa koncepcja — sprawa "jest prawomocna" (no bez przesady, jakże by mi aż tak na rękę pójść, by przyznać, że nie...), ale nie od października 2014 r. Krok w moją stronę! To pewnie za sprawą tych dokumentów urzędowych. Niestety chyba to przypadek jednostkowy ten wyłom ze stałego podejścia "wszystko przegrałem, nic nie można zrewidować". Przez Sąd Okręgowy od 3 lat niepotrzebnie przedłużają mi się tortury w sytuacji, gdy mam przecież swoją nieruchomość. Mógłbym się wziąć za rozwiązanie problemu, ale przez brak kasy, na straży którego stoi Sąd Okręgowy, mam zamiast spokoju — torturę dźwiękową. Popatrzcie tymczasem na ten uroczy wyłom (tutaj sprawa jakoby jest prawomocna dopiero od 2016 r., a w każdym razie nie powołują się na nic wcześniejszego):
.