SO+SA WWA: ZAMELDOWANIE, ŚCISŁE POLICYJNE USTALENIA ADRESU... RAZEM 4 DOKUMENTY URZĘDOWE. DLA NICH TO NIC. Sąd dalej lansuje bez dowodu ustalenie faktyczne, że miałem inny adres. 'Prawomocna' kradzież
SO+SA WWA: ZAMELDOWANIE, ŚCISŁE POLICYJNE USTALENIA ADRESU... RAZEM 4 DOKUMENTY URZĘDOWE. DLA NICH TO NIC. Sąd dalej lansuje bez dowodu ustalenie faktyczne, że miałem inny adres. 'Prawomocna' kradzież
Dotyczy to tego nakazu zapłaty, za który obecnie powinienem dostać zwrot ponad ćwierć miliona zł (ze 275 tys. zł?... odsetki rosną).
3 dokumenty urzędowe z Policji nie tylko ustalają mój adres, ale i wskazują moment jego zmiany, relacjonują rozmowę z właścicielką oraz namierzenie taksówkarza, z pomocą którego przewiozłem wszystkie swoje rzeczy pod adres nowy. Właśnie wtedy, gdy te ustalenia Policja przeprowadzała, rzekomo "uprawomocniał się" nakaz zapłaty, od którego się oczywiście nie odwołałem, bo o nim nie wiedziałem, wysłany pod jeszcze inny adres, tj. ani ten stary, ani ten nowy. W rzeczywistości waloru prawomocności nabrał on, jeśli w ogóle kiedyś, bo moim zdaniem zdecydowanie nie, dopiero na wiosnę 2016 r. i to w takim układzie za sprawą specjalnego doręczenia mi odpisu na moje żądanie i za opłatą, i bez pouczenia o prawie wniesienia sprzeciwu (por. uchwała SN nr III CZP 38/11 pochodząca chyba od 44 sędziów).
Wprawdzie takie stosowanie ww. uchwały wydaje się niekonstytucyjne, bo nie powinno być tak, że gdy ktoś sam (nie zdając sobie może sprawy z konsekwencji tego działania) prosi sąd o odpis nakazu zapłaty, to już jego sytuacja staje się gorsza (mniej korzystna) niż osoby, której normalnie doręczono nakaz zapłaty -- w szczególności, może w ogóle nie wpaść na pomysł zaskarżenia go sprzeciwem, bo o takiej opcji nie wie -- ale spodziewam się, że tak ją będą stosować, tj. bez żadnych wyjątków. Poza tym prawo do sądu w jego interpretacji pochodzącej z ETPCz w Strasburgu generalnie zawiera w sobie prawo do rozprawy, którą państwo powinno zorganizować w przypadku postępowania wytoczonego jakiejś osobie. Jest przy tym możliwe zrzeczenie się rozprawy, ale musi to być jednoznaczne. W takim zaś przypadku jak prośba o (opłacony) odpis, gdy sąd doręcza go bez żadnych zresztą pouczeń, a nawet w sekretariacie prosto do rąk zamawiającego (sam tylko odpis, bez kartki dodatkowej "Doręczenie" czy jakiegoś pisma przewodniego), często wzięcie go i później niewniesienie sprzeciwu może nie mieć nic wspólnego z brakiem woli uczestniczenia w procesie.
"Postanowieniem z dnia ... Referendarz sądowy oddalił [...]. Podniesiono, iż w realiach niniejszej sprawy nakaz zapłaty [z sierpnia 2014 r. — przyp. mój] ... uprawomocnił się w dniu 04.10.2014 r. [...] Sąd w całości przyjmuje jako własne ustalenia faktyczne ... poczynione w ramach zaskarżonego orzeczenia." . . (podkreślony fragment — p. przedost. akapit uzasadnienia)
Podnieść tu trzeba, że sąd był doskonale poinformowany zarówno o tym, jak późno doszło do "uprawomocnienia się" nakazu zapłaty, a to przy użyciu dokumentów, które miał obowiązek uwzględnić ("Prawidłowe osądzenie sprawy wymaga, by sąd nie pominął istotnych faktów i dowodów, których uwzględnienie miałoby znaczenie dla rozstrzygnięcia sprawy" -- p. II CSK 167/08, to właściwie kalka z art. 227 k.p.c., podnosząca tę kwestię do rangi decydującej o prawidłowości osądzenia sprawy). Tymczasem Sąd Okręgowy pominął te pozornie "nowe" fakty (choć w rzeczywistości dowody z dokumentów były już zgłoszone od samego początku, w samym wniosku o zwolnienie z kosztów i przyznanie pełnomocnika z urzędu, choć tych dokumentów tam nie załączyłem; obowiązek uczynienia tego pojawia się dopiero na żądanie przeciwnika lub sędziego), a co do prawa -- przytaknął nonsensownej teorii o zakazie przywracania terminu do wniesienia skargi o stwierdzenie niezgodności z prawem (p. ten oto wpis na forum). Niesłuszna ta teoria, obmyślona chyba pod postać mego dziadka i jego ulubione powiedzonko, jak pokazuje ww. wpis, prowadzić musi, o ile jest stosowana, do naruszeń Konstytucji w pewnych przypadkach (właśnie tego rodzaju, co mój), co będę zaskarżać skargą do Trybunału Konstytucyjnego, jeśli się uda.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
edit: A tu jakaś nowa koncepcja — sprawa "jest prawomocna" (no bez przesady, jakże by mi aż tak na rękę pójść, by przyznać, że nie...), ale nie od października 2014 r. Krok w moją stronę! To pewnie za sprawą tych dokumentów urzędowych. Niestety chyba to przypadek jednostkowy ten wyłom ze stałego podejścia "wszystko przegrałem, nic nie można zrewidować". Przez Sąd Okręgowy od 3 lat niepotrzebnie przedłużają mi się tortury w sytuacji, gdy mam przecież swoją nieruchomość. Mógłbym się wziąć za rozwiązanie problemu, ale przez brak kasy, na straży którego stoi Sąd Okręgowy, mam zamiast spokoju — torturę dźwiękową. Popatrzcie tymczasem na ten uroczy wyłom (tutaj sprawa jakoby jest prawomocna dopiero od 2016 r., a w każdym razie nie powołują się na nic wcześniejszego):
.
3 dokumenty urzędowe z Policji nie tylko ustalają mój adres, ale i wskazują moment jego zmiany, relacjonują rozmowę z właścicielką oraz namierzenie taksówkarza, z pomocą którego przewiozłem wszystkie swoje rzeczy pod adres nowy. Właśnie wtedy, gdy te ustalenia Policja przeprowadzała, rzekomo "uprawomocniał się" nakaz zapłaty, od którego się oczywiście nie odwołałem, bo o nim nie wiedziałem, wysłany pod jeszcze inny adres, tj. ani ten stary, ani ten nowy. W rzeczywistości waloru prawomocności nabrał on, jeśli w ogóle kiedyś, bo moim zdaniem zdecydowanie nie, dopiero na wiosnę 2016 r. i to w takim układzie za sprawą specjalnego doręczenia mi odpisu na moje żądanie i za opłatą, i bez pouczenia o prawie wniesienia sprzeciwu (por. uchwała SN nr III CZP 38/11 pochodząca chyba od 44 sędziów).
Wprawdzie takie stosowanie ww. uchwały wydaje się niekonstytucyjne, bo nie powinno być tak, że gdy ktoś sam (nie zdając sobie może sprawy z konsekwencji tego działania) prosi sąd o odpis nakazu zapłaty, to już jego sytuacja staje się gorsza (mniej korzystna) niż osoby, której normalnie doręczono nakaz zapłaty -- w szczególności, może w ogóle nie wpaść na pomysł zaskarżenia go sprzeciwem, bo o takiej opcji nie wie -- ale spodziewam się, że tak ją będą stosować, tj. bez żadnych wyjątków. Poza tym prawo do sądu w jego interpretacji pochodzącej z ETPCz w Strasburgu generalnie zawiera w sobie prawo do rozprawy, którą państwo powinno zorganizować w przypadku postępowania wytoczonego jakiejś osobie. Jest przy tym możliwe zrzeczenie się rozprawy, ale musi to być jednoznaczne. W takim zaś przypadku jak prośba o (opłacony) odpis, gdy sąd doręcza go bez żadnych zresztą pouczeń, a nawet w sekretariacie prosto do rąk zamawiającego (sam tylko odpis, bez kartki dodatkowej "Doręczenie" czy jakiegoś pisma przewodniego), często wzięcie go i później niewniesienie sprzeciwu może nie mieć nic wspólnego z brakiem woli uczestniczenia w procesie.
"Postanowieniem z dnia ... Referendarz sądowy oddalił [...]. Podniesiono, iż w realiach niniejszej sprawy nakaz zapłaty [z sierpnia 2014 r. — przyp. mój] ... uprawomocnił się w dniu 04.10.2014 r. [...] Sąd w całości przyjmuje jako własne ustalenia faktyczne ... poczynione w ramach zaskarżonego orzeczenia." . . (podkreślony fragment — p. przedost. akapit uzasadnienia)
Podnieść tu trzeba, że sąd był doskonale poinformowany zarówno o tym, jak późno doszło do "uprawomocnienia się" nakazu zapłaty, a to przy użyciu dokumentów, które miał obowiązek uwzględnić ("Prawidłowe osądzenie sprawy wymaga, by sąd nie pominął istotnych faktów i dowodów, których uwzględnienie miałoby znaczenie dla rozstrzygnięcia sprawy" -- p. II CSK 167/08, to właściwie kalka z art. 227 k.p.c., podnosząca tę kwestię do rangi decydującej o prawidłowości osądzenia sprawy). Tymczasem Sąd Okręgowy pominął te pozornie "nowe" fakty (choć w rzeczywistości dowody z dokumentów były już zgłoszone od samego początku, w samym wniosku o zwolnienie z kosztów i przyznanie pełnomocnika z urzędu, choć tych dokumentów tam nie załączyłem; obowiązek uczynienia tego pojawia się dopiero na żądanie przeciwnika lub sędziego), a co do prawa -- przytaknął nonsensownej teorii o zakazie przywracania terminu do wniesienia skargi o stwierdzenie niezgodności z prawem (p. ten oto wpis na forum). Niesłuszna ta teoria, obmyślona chyba pod postać mego dziadka i jego ulubione powiedzonko, jak pokazuje ww. wpis, prowadzić musi, o ile jest stosowana, do naruszeń Konstytucji w pewnych przypadkach (właśnie tego rodzaju, co mój), co będę zaskarżać skargą do Trybunału Konstytucyjnego, jeśli się uda.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
edit: A tu jakaś nowa koncepcja — sprawa "jest prawomocna" (no bez przesady, jakże by mi aż tak na rękę pójść, by przyznać, że nie...), ale nie od października 2014 r. Krok w moją stronę! To pewnie za sprawą tych dokumentów urzędowych. Niestety chyba to przypadek jednostkowy ten wyłom ze stałego podejścia "wszystko przegrałem, nic nie można zrewidować". Przez Sąd Okręgowy od 3 lat niepotrzebnie przedłużają mi się tortury w sytuacji, gdy mam przecież swoją nieruchomość. Mógłbym się wziąć za rozwiązanie problemu, ale przez brak kasy, na straży którego stoi Sąd Okręgowy, mam zamiast spokoju — torturę dźwiękową. Popatrzcie tymczasem na ten uroczy wyłom (tutaj sprawa jakoby jest prawomocna dopiero od 2016 r., a w każdym razie nie powołują się na nic wcześniejszego):
.
ZAMELDOWANIE, ŚCISŁE POLICYJNE USTALENIA ADRESU... RAZEM 4 DOKUMENTY URZĘDOWE. DLA NICH TO NIC. Sąd dalej lansuje bez dowodu ustalenie faktyczne, że miałem inny adres. "Prawomocna" kradzież
Znowu przyszło mi napisać jakąś skargę, bo w aktach XXV Nc 262/14 jakieś nowe pismo od sekretariatu się właśnie pojawiło -- odpowiedź na mój wniosek o doręczenie chyba z maja. Ostatnio też musiałem zaskarżyć pracę osoby, która rozpatrzyła moją skargę na brak reakcji na wniosek mimo upływu tylu miesięcy oraz na brak doręczenia (co w związku z tym wnioskiem powinno było nastąpić).
. .
Nie słyszeli o zakazie zamykania drogi sądowej do dochodzenia naruszonych wolności i praw (tutaj: walka o prawo do sądu w sporze z tamtym człowiekiem) -- art. 77 ust. 2 Konstytucji RP? Ani o zasadzie, że stosuje się tę spośród potencjalnych wykładni ustaw, która jest zgodna z Konstytucją? Chyba nie, skoro ważniejszy od tego ma być jakiś precedens (jak teraz sekretariatowi podyktowała SSO Mojsa)...
.
. .
Nie słyszeli o zakazie zamykania drogi sądowej do dochodzenia naruszonych wolności i praw (tutaj: walka o prawo do sądu w sporze z tamtym człowiekiem) -- art. 77 ust. 2 Konstytucji RP? Ani o zasadzie, że stosuje się tę spośród potencjalnych wykładni ustaw, która jest zgodna z Konstytucją? Chyba nie, skoro ważniejszy od tego ma być jakiś precedens (jak teraz sekretariatowi podyktowała SSO Mojsa)...
.
Re: ZAMELDOWANIE, ŚCISŁE POLICYJNE USTALENIA ADRESU... RAZEM 4 DOKUMENTY URZĘDOWE. DLA NICH TO NIC. Sąd dalej lansuje bez dowodu ustalenie faktyczne, że miałem inny adres. 'Prawomocna' kradzież
W międzyczasie, jak się okazuje, jeszcze -- jak widać poniżej -- 2 innych sędziów-wizytatorów się moją skargą (dot. braku prawidłowej obsługi wniosku w postaci udzielenia odpowiedzi i wykonania doręczenia) zajmowało. Oryginalne podejście -- źle się sprawdził sędzia wizytator, to w reakcji na moją skargę na to do Prezesa przychodzi kolejny sędzia wizytator i to przegląda. Nad jednym sędzią wizytatorem organem przełożonym jest kolejny sędzia wizytator, tak?... Wcześniej to w tym sądzie jakoś inaczej robiono. Jeśli z wizytacji wywiązano się wadliwie, to uprzednio odpisywał mi na skargę na ten poważny problem wewnętrzny jakiś wiceprezes (p. ten wątek).
Wygląda to jak bronienie się rękami i nogami przed personalną odpowiedzialnością za tę sytuację, ogłaszaną później w prasie. A przecież "prawdziwa cnota krytyk się nie boi"...
.
Sędzia Mojsa ("mojżeszowa", "żydowska"; gra tu chciwość i gromadzenie majątków...?), która zarządziła udzielenie mi haniebnej odpowiedzi na piśmie na mój wniosek z działu VIII k.p.a. o bezpłatne procesowe doręczenie nakazu zapłaty wraz z odpisem pozwu i pouczeniem o prawie wniesienia sprzeciwu, jak widać może spać spokojnie — nie spotka jej żadna odpowiedzialność.
Taki to żenujący poziom prezentuje sobą Sąd Okręgowy w Warszawie. Zero odpowiedzialności; rozhulana gówniarzeria mogłaby mieć tu swoje eldorado znęcania się i wyżywania na wrogach. Tylko później pokrzywdzeni przez to bardzo cierpią: tu widać, że nawet latami mogą mieć tortury od głupich prawnie decyzji sędziów.
Wygląda to jak bronienie się rękami i nogami przed personalną odpowiedzialnością za tę sytuację, ogłaszaną później w prasie. A przecież "prawdziwa cnota krytyk się nie boi"...
.
Sędzia Mojsa ("mojżeszowa", "żydowska"; gra tu chciwość i gromadzenie majątków...?), która zarządziła udzielenie mi haniebnej odpowiedzi na piśmie na mój wniosek z działu VIII k.p.a. o bezpłatne procesowe doręczenie nakazu zapłaty wraz z odpisem pozwu i pouczeniem o prawie wniesienia sprzeciwu, jak widać może spać spokojnie — nie spotka jej żadna odpowiedzialność.
Taki to żenujący poziom prezentuje sobą Sąd Okręgowy w Warszawie. Zero odpowiedzialności; rozhulana gówniarzeria mogłaby mieć tu swoje eldorado znęcania się i wyżywania na wrogach. Tylko później pokrzywdzeni przez to bardzo cierpią: tu widać, że nawet latami mogą mieć tortury od głupich prawnie decyzji sędziów.
Re: SO+SA WWA: ZAMELDOWANIE, ŚCISŁE POLICYJNE USTALENIA ADRESU... RAZEM 4 DOKUMENTY URZĘDOWE. DLA NICH TO NIC. Sąd dalej lansuje bez dowodu ustalenie faktyczne, że miałem inny adres. 'Prawomocna' krad
Zaskarżyłem to do Sądu Apelacyjnego w Warszawie skargą na przewlekłość, wychodząc ze (słusznego, jednakże próbuje się z niego robić kontrowersyjne) założenia, że sprawa nie jest prawomocnie zakończona, skoro nie było skutecznego doręczenia. I że nie mają na to wpływu żadne np. odpłatne odpisy na żądanie, wydawane na wniosek przez czytelnię akt (lub Biuro Obsługi Interesanta) przy okazji przeglądania akt sprawy w zamian za znaczki sądowe.
Poniżej można sytuację oglądać na wideo, bo sfilmowałem akta — jaki jest stan sprawy (co w aktach było w okolicach wydania nakazu w 2014 r., jakie potem tam trafiły dokumenty) oraz, pod koniec filmu (ostatnie 15 minut), jak wygląda ta skarga na przewlekłość (tj. na niepodjęcie czynności doręczenia). Widać też wyjście z sądu na ulicę i oglądanie jego gmachu na pl. Krasińskich w Warszawie:
Skarga — od momentu 49:20; prezentacja dowodów — od momentu 56:30
. . . . . . . . . . Znając życie to teraz będą się zasłaniać rzekomymi rewelacjami prawnymi — nowymi teoriami prawnymi z Sądu Najwyższego (patrz tutaj: viewtopic.php?f=11&t=3340), choć wykazałem powyżej wszędzie ponad jakąkolwiek rozsądną wątpliwość (w ramach tej skargi na przewlekłość, tj. niepodjęcie czynności doręczenia), że mam w pełni rację, i zrozumie to nawet laik bez wykształcenia prawniczego.
. . . . . . . . . . Nie naruszam tu istoty tych nowych rewelacji prawnych z SN (które głoszą, że w razie mylnego pouczenia lub niepouczenia o prawie do zaskarżenia przy okazji doręczenia orzeczenia terminy procesowe i tak biegną), bo spór może być co najwyżej o to, jak ma procedować sąd, jaką drogę wybrać w sytuacji, gdy wydaje pozwanemu odpis orzeczenia z odpisami kart akt zawierających pozew, a nie dokonał jeszcze poprawnego procesowego doręczenia orzeczenia, do którego był zobowiązany. Czy (a) ma próbować dalej (wysłać — wraz z pouczeniem pod tytułem "Doręczenie", że sąd przysyła to i że jest prawo do zaskarżenia — to, co załączył powód i co pozostaje jako kopia w specjalnej części akt, niewszyte i trzymane typowo na ich końcu), czy też (b) z racji doręczenia odpisu odpłatnego (czemu nie towarzyszy oczywiście żadne pouczenie o prawie do zaskarżenia, a kopie można odebrać do rąk w gmachu sądu bez żadnego pisma od sądu) przestaje już się interesować wysłaniem pozwanemu nakazu wraz z tymi odpisami, które załączyła strona powodowa. A zatem ewentualny spór jest tylko o to, czy sądy mają traktować doręczenia odpłatnych odpisów jednolicie z "doręczeniami procesowymi orzeczeń wykonywanymi bezpośrednio po ich wydaniu", czy też to pierwsze jest to jednak co innego i "dowiedzenie się o orzeczeniu w inny sposób". Oczywiste wydaje się z uzasadnień zaprezentowanych w sekundzie 1:04:18, że to ja mam rację i że to jest co innego: doręczenie odpłatnego odpisu powinno być bez znaczenia, a orzeczenie pozostaje nieprawomocne tak, jak było (i tak, jak powinno pozostać do czasu rzetelnego dostarczenia go pozwanemu) -- bo inne podejście prowadzi na manowce i do naruszania prawa o doręczeniach lub do bezprawnego ograniczania prawa do pozyskiwania odpisów, przy czym żadna z tych możliwości nie licuje z zasadą państwa prawa. Polecam, powtórzę, w tym temacie wyraźne wyjaśnienie ostrzegające Sąd Apelacyjny przed takim błędem, które zawarłem w aktach i które widać w sekundzie 1:04:18 powyższego nagrania wideo.
Poniżej można sytuację oglądać na wideo, bo sfilmowałem akta — jaki jest stan sprawy (co w aktach było w okolicach wydania nakazu w 2014 r., jakie potem tam trafiły dokumenty) oraz, pod koniec filmu (ostatnie 15 minut), jak wygląda ta skarga na przewlekłość (tj. na niepodjęcie czynności doręczenia). Widać też wyjście z sądu na ulicę i oglądanie jego gmachu na pl. Krasińskich w Warszawie:
Skarga — od momentu 49:20; prezentacja dowodów — od momentu 56:30
. . . . . . . . . . Znając życie to teraz będą się zasłaniać rzekomymi rewelacjami prawnymi — nowymi teoriami prawnymi z Sądu Najwyższego (patrz tutaj: viewtopic.php?f=11&t=3340), choć wykazałem powyżej wszędzie ponad jakąkolwiek rozsądną wątpliwość (w ramach tej skargi na przewlekłość, tj. niepodjęcie czynności doręczenia), że mam w pełni rację, i zrozumie to nawet laik bez wykształcenia prawniczego.
. . . . . . . . . . Nie naruszam tu istoty tych nowych rewelacji prawnych z SN (które głoszą, że w razie mylnego pouczenia lub niepouczenia o prawie do zaskarżenia przy okazji doręczenia orzeczenia terminy procesowe i tak biegną), bo spór może być co najwyżej o to, jak ma procedować sąd, jaką drogę wybrać w sytuacji, gdy wydaje pozwanemu odpis orzeczenia z odpisami kart akt zawierających pozew, a nie dokonał jeszcze poprawnego procesowego doręczenia orzeczenia, do którego był zobowiązany. Czy (a) ma próbować dalej (wysłać — wraz z pouczeniem pod tytułem "Doręczenie", że sąd przysyła to i że jest prawo do zaskarżenia — to, co załączył powód i co pozostaje jako kopia w specjalnej części akt, niewszyte i trzymane typowo na ich końcu), czy też (b) z racji doręczenia odpisu odpłatnego (czemu nie towarzyszy oczywiście żadne pouczenie o prawie do zaskarżenia, a kopie można odebrać do rąk w gmachu sądu bez żadnego pisma od sądu) przestaje już się interesować wysłaniem pozwanemu nakazu wraz z tymi odpisami, które załączyła strona powodowa. A zatem ewentualny spór jest tylko o to, czy sądy mają traktować doręczenia odpłatnych odpisów jednolicie z "doręczeniami procesowymi orzeczeń wykonywanymi bezpośrednio po ich wydaniu", czy też to pierwsze jest to jednak co innego i "dowiedzenie się o orzeczeniu w inny sposób". Oczywiste wydaje się z uzasadnień zaprezentowanych w sekundzie 1:04:18, że to ja mam rację i że to jest co innego: doręczenie odpłatnego odpisu powinno być bez znaczenia, a orzeczenie pozostaje nieprawomocne tak, jak było (i tak, jak powinno pozostać do czasu rzetelnego dostarczenia go pozwanemu) -- bo inne podejście prowadzi na manowce i do naruszania prawa o doręczeniach lub do bezprawnego ograniczania prawa do pozyskiwania odpisów, przy czym żadna z tych możliwości nie licuje z zasadą państwa prawa. Polecam, powtórzę, w tym temacie wyraźne wyjaśnienie ostrzegające Sąd Apelacyjny przed takim błędem, które zawarłem w aktach i które widać w sekundzie 1:04:18 powyższego nagrania wideo.
Re: SO+SA WWA: ZAMELDOWANIE, ŚCISŁE POLICYJNE USTALENIA ADRESU... RAZEM 4 DOKUMENTY URZĘDOWE. DLA NICH TO NIC. Sąd dalej lansuje bez dowodu ustalenie faktyczne, że miałem inny adres. 'Prawomocna' krad
.
Powtórzę, że nie może być tak, że ktoś jest nieświadomy, że wydano przeciwko niemu orzeczenie, następnie także nieświadomy, że rzekomo w oczach sądów zrzeka się udziału w postępowaniu, a mimo to tak sobie wymyślają sądy (np. wskutek odebrania jakiejś kserówki w czytelni akt) — i zamknięta jest następnie droga sądowa (por. art. 77 ust. 2 Konstytucji RP) do dochodzenia tak naruszonego prawa do sądu i nic nie można zrobić mimo dowodów świadczących, że tak właśnie było. To jest bandytyzm sędziów, bo prawo tego zabrania.
Oni doskonale wiedzą, że to jest bandyckie. To nie są nowicjusze, tylko sędziowie na szczeblu Sądu Apelacyjnego. Ja im dodatkowo jeszcze te wszystkie ewentualne błędne (obiegowe) poglądy czy sofizmaty, sztuczki erystyczne mające przekonać do błędu, na które mogliby próbować się powoływać, z góry zdemaskowałem i obaliłem w swej krótkiej polemice, kilka raptem stron obejmującej: patrz powyższy film i jego ostatnie 10-20 minut prezentujące skargę na przewlekłość.
Ale ci oczywiście dalej się starają jak najsprytniej napisać jakieś głupoty, porobić jakieś błędy możliwie trudne do wytknięcia i zaprezentowania, by tylko był wynik, że przegrałem.
Europejski Trybunał Praw Człowieka (też nota bene skorumpowany) głosił (p. tutaj punkt 259, strona 59: https://www.echr.coe.int/Documents/Guide_Art_6_POL.pdf), że "zrzeczenie się prawa do rozprawy musi być jednoznaczne": a zatem nigdy nie może być wątpliwości, że pozwany rezygnuje (zrezygnował) z udziału w postępowaniu — a jeśli takie wątpliwości są, to postępowanie (obejmujące też rozprawy) mu nadal przysługuje, a nie żaden jakis nakaz zapłaty i koniec raz na zawsze, i egzekucja(!!!).
Dla porównania, również polski Sąd Najwyższy głosi, że choćby tylko wątpliwość, czy zastosowany adres pozwanego jest prawidłowy, nie pozwala uznać skuteczności doręczenia, a zatem uzasadnia powtórne doręczanie nakazu zapłaty (p. wideo z aktami powyżej, sekunda 1:02:25).
Po prostu musi być niewątpliwa wola uchylenia się od rozprawy i od udziału w postępowaniu po strony pozwanego, by można było uznać, że nie naruszono jego prawa do sądu nakazem zapłaty. Zawiera się już w tym kwestia adresu, bo przyjmuje się, że słuszne jest uznawanie, iż kto (na pewno) odebrał informację o liście sądowym, a np. nie chciał go podjąć, ten ma w nosie takie postępowania (jest to "dorozumiana" zgoda, ale trudno zarzucać, że jakaś wątpliwa, bo to jest zrozumiała i logiczna interpretacja).
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Prawa człowieka głoszą (art. 6 ust. 1 Konwencji o ochronie praw człowieka i podstawowych wolności, mający moc wiążącą wyższą od ustawy, jak głosi SN, a także art. 45 ust. 1 Konstytucji RP, który ten przepis powtarza, niejako cytuje):
Powtórzę, że nie może być tak, że ktoś jest nieświadomy, że wydano przeciwko niemu orzeczenie, następnie także nieświadomy, że rzekomo w oczach sądów zrzeka się udziału w postępowaniu, a mimo to tak sobie wymyślają sądy (np. wskutek odebrania jakiejś kserówki w czytelni akt) — i zamknięta jest następnie droga sądowa (por. art. 77 ust. 2 Konstytucji RP) do dochodzenia tak naruszonego prawa do sądu i nic nie można zrobić mimo dowodów świadczących, że tak właśnie było. To jest bandytyzm sędziów, bo prawo tego zabrania.
Oni doskonale wiedzą, że to jest bandyckie. To nie są nowicjusze, tylko sędziowie na szczeblu Sądu Apelacyjnego. Ja im dodatkowo jeszcze te wszystkie ewentualne błędne (obiegowe) poglądy czy sofizmaty, sztuczki erystyczne mające przekonać do błędu, na które mogliby próbować się powoływać, z góry zdemaskowałem i obaliłem w swej krótkiej polemice, kilka raptem stron obejmującej: patrz powyższy film i jego ostatnie 10-20 minut prezentujące skargę na przewlekłość.
Ale ci oczywiście dalej się starają jak najsprytniej napisać jakieś głupoty, porobić jakieś błędy możliwie trudne do wytknięcia i zaprezentowania, by tylko był wynik, że przegrałem.
Europejski Trybunał Praw Człowieka (też nota bene skorumpowany) głosił (p. tutaj punkt 259, strona 59: https://www.echr.coe.int/Documents/Guide_Art_6_POL.pdf), że "zrzeczenie się prawa do rozprawy musi być jednoznaczne": a zatem nigdy nie może być wątpliwości, że pozwany rezygnuje (zrezygnował) z udziału w postępowaniu — a jeśli takie wątpliwości są, to postępowanie (obejmujące też rozprawy) mu nadal przysługuje, a nie żaden jakis nakaz zapłaty i koniec raz na zawsze, i egzekucja(!!!).
Dla porównania, również polski Sąd Najwyższy głosi, że choćby tylko wątpliwość, czy zastosowany adres pozwanego jest prawidłowy, nie pozwala uznać skuteczności doręczenia, a zatem uzasadnia powtórne doręczanie nakazu zapłaty (p. wideo z aktami powyżej, sekunda 1:02:25).
Po prostu musi być niewątpliwa wola uchylenia się od rozprawy i od udziału w postępowaniu po strony pozwanego, by można było uznać, że nie naruszono jego prawa do sądu nakazem zapłaty. Zawiera się już w tym kwestia adresu, bo przyjmuje się, że słuszne jest uznawanie, iż kto (na pewno) odebrał informację o liście sądowym, a np. nie chciał go podjąć, ten ma w nosie takie postępowania (jest to "dorozumiana" zgoda, ale trudno zarzucać, że jakaś wątpliwa, bo to jest zrozumiała i logiczna interpretacja).
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Prawa człowieka głoszą (art. 6 ust. 1 Konwencji o ochronie praw człowieka i podstawowych wolności, mający moc wiążącą wyższą od ustawy, jak głosi SN, a także art. 45 ust. 1 Konstytucji RP, który ten przepis powtarza, niejako cytuje):
- Każdy ma prawo do sprawiedliwego i publicznego rozpatrzenia jego sprawy w rozsądnym terminie przez niezawisły i bezstronny sąd ustanowiony ustawą przy rozstrzyganiu o jego prawach i obowiązkach o charakterze cywilnym albo o zasadności każdego oskarżenia w wytoczonej przeciwko niemu sprawie karnej.
- In the determination of his civil rights and obligations or of any criminal charge against him, everyone is entitled to a fair and public hearing within a reasonable time by an independent and impartial tribunal established by law.
Re: SO+SA WWA: ZAMELDOWANIE, ŚCISŁE POLICYJNE USTALENIA ADRESU... RAZEM 4 DOKUMENTY URZĘDOWE. DLA NICH TO NIC. Sąd dalej lansuje bez dowodu ustalenie faktyczne, że miałem inny adres. 'Prawomocna' krad
Kontynuacja tej sprawy skargi na przewlekłość jest tutaj: viewtopic.php?f=11&t=7643