W temacie tym idzie o moją skargę na przewlekłość, którą wniosłem w związku z niepodejmowaniem przez Sąd Okręgowy, wbrew mym wnioskom, doręczenia mi nakazu zapłaty w sprawie tu już nieraz omawianej (patrz np. wątek "214589 zł egzekwowano ode mnie bez dochowania prawa do sądu. Na karcie 2 trafnie PRZEKREŚLONE dane OBROŃCY [SO w Warszawie]"). Chciałem, żeby mi to doręczyli, co zaniedbują stojąc w bezruchu (tzw. "niepodjęcie czynności procesowej": jest to jeden z klasycznych powodów, by wnosić taką skargę, sami mieli taką opcję na swej rozpisce z sekretariatu na wstępnym zarządzeniu na początku akt); mniejsza już z tym, że Sąd Okręgowy uparł się, by bzdurnie wierzyć, że doręczono mi to już, choć pokazuję mu dowody, że nie, jak również stałą bardzo długą i starą linię orzeczniczą Sądu Najwyższego, że to, iż brałem udział w innych postępowaniach związanych z tym nakazem zapłaty czy że coś w nich orzeczono, nie ma tutaj znaczenia.
Ci jednak, w Sądzie Apelacyjnym, po prostu krótko tylko stwierdzili, że "skoro sprawa jest zakończona (prawda? uznano nakaz za doręczony, potem też przegrał skargę o wznowienie... tak to wygląda: tylko, że póki co przecież tylko w oczach obcych składów orzekających, np. w oczach sądu I instancji), to nie wolno wnosić skargi na przewlekłość".
Tymczasem zgodnie z nauką, co ma oparcie w prawie (gdyż np. nieraz mówi się w prawie o "orzeczeniach kończących postępowanie"), postępowanie zarówno cywilne, jak i karne, kończy się wtedy, gdy jest w nim _prawomocne_ orzeczenie rozstrzygające sprawę.
A zatem nie jakieś "zamknięcie akt" decyduje, tylko to, czy jest orzeczenie kończące postępowanie (np. nakaz zapłaty): a jeśli nawet jest, to czy jest ono prawomocne. To trzeba badać, by odpowiedzieć na pytanie, czy postępowanie jest zakończone. Okolicznością więc istotną dla Sądu Apelacyjnego, podlegającą ocenie na podstawie dowodów, powinna więc być w tej konkretnej sprawie właśnie prawomocność nakazu zapłaty.
Wydawałoby się to oczywiste, ale Sąd Apelacyjny próbuje lansować jakąś niereprezentatywną, nie mającą w niczym oparcia — ani w podręcznikach, ani w orzecznictwie Sądu Najwyższego — "alternatywną" lamerską w istocie teorię, że postępowanie zakończone jest wtedy, gdy jest "zakreślone", jak to się mówi (p. zarządzenie MS w sprawie organizacji i zakresu działania sekretariatów sądowych oraz innych działów administracji sądowej), czyli numer sprawy jest w repertorium (to taka kartka z numerami) przekreślony czy tam wzięty w kółeczko, tj. krótko: gdy sekretariat danego sądu ją uznaje za "nie toczącą się już". Wtedy, w takim stanie, dla tych ludzi udających brak edukacji "postępowanie jest zakończone".
Bo sąd niższy tak uważa, to nie może być skargi na przewleklość?
Tak można wnioskować z poniższego orzeczenia, jego sygnatura to VI S 310/18. Za coś takiego powinni dostać dwóję w szkole (patrz moja inna skarga na przewlekłość: VII S 2/19), a za moralność czy choćby skuteczne dążenie do celu, jakim jest urzeczywistnianie zasad sprawiedliwości społecznej — nawet pałę. Oto bowiem stosowne orzecznictwo Sądu Najwyższego: III SPZP 1/13, na temat skarg na przewlekłość. Jak podaje Sąd Najwyższy, którym tutaj się sędzia Sądu Apelacyjnego (lekką ręką odrzucający zażalenie i jego najlepsze dowody -- dowody na to, że byłem pokrzywdzony na punkcie praw człowieka, tj. prawa do sądu) w ogóle, jak widać, nie zainteresował:
Tyle Sąd Najwyższy, ale nasz warszawski Sąd Apelacyjny miał to w nosie, skoro przyszło rozpatrywać sprawę Piotra Niżyńskiego. Któremu sądy załatwiły kradzież 215 tys. zł i bronią teraz od lat tego jak oczka w głowie.W postępowaniu ze skargi na naruszenie prawa strony do rozpoznania sprawy w postępowaniu sądowym bez nieuzasadnionej zwłoki ocenie pod kątem przewlekłości podlegają zarzuty skarżącego odnoszące się do przebiegu postępowania, od jego wszczęcia do prawomocnego zakończenia. (...) Potrzeba ochrony tak rozumianego prawa do sądu występuje więc wtedy, gdy sprawa, której postępowanie dotyczy, pozostaje wciąż w toku, tzn. nie została zakończona prawomocnym orzeczeniem. (...) Wniesienie skargi powinno zatem nastąpić w toku postępowania, po zaistnieniu stanu, który w ocenie skarżącego uzasadnia podniesione w niej zarzuty, nie później jednak niż do czasu prawomocnego zakończenia postępowania. (...) Postępowanie w sprawie trwa bowiem (jest w toku) dopóty, dopóki nie dojdzie do wydania w sprawie prawomocnego orzeczenia kończącego postępowanie (por. M. Romańska, Skarga na przewlekłość postępowania sądowego, Przegląd Sądowy 2005 nr 11-12, s. 66). Podobne stanowisko wynika z uchwały składu siedmiu sędziów Izby Wojskowej Sądu Najwyższego z dnia 31 marca 2011 r., WZP 2/10 (OSNKW 2011 nr 3, poz. 31), w której przyjęto, że tok postępowania przygotowawczego w rozumieniu art. 5 ust. 1 ustawy kończy uprawomocnienie się postanowienia o jego umorzeniu, co oznacza, że przez tok postępowania należy rozumieć jego długość od wszczęcia do prawomocnego zakończenia.
Z tego, że skargę można wnieść do czasu prawomocnego rozstrzygnięcia sprawy, nie wynika, iż jej zarzuty muszą ograniczać się do aktualnej fazy postępowania, skoro (...)
Z powyższego wynika, że obowiązkiem skarżącego jest wskazanie konkretnych czynności procesowych, których sąd nie podjął lub dokonał wadliwie,
powodując w ten sposób nieuzasadnioną zwłokę w postępowaniu, a powinnością sądu rozpoznającego skargę na przewlekłość postępowania jest odniesienie się do okoliczności wskazywanych w skardze jako uzasadniające żądanie strony. Konieczność dokonania oceny terminowości czynności podejmowanych zarówno na obecnym, jak i poprzednich etapach postępowania, występuje zatem tylko wówczas, gdy skarżący wskaże konkretne zarzuty odnoszące się do tych faz postępowania. Mając powyższe na uwadze, Sąd Najwyższy w składzie powiększonym podjął uchwałę jak w sentencji.
Oczywiście, jeśli się przyjmie, że sprawa kończy się w momencie, gdy orzeczenie sądowe nabrało cechy prawomocności, to wówczas okolicznością mającą znaczenie dla rozstrzygnięcia SKARGI NA PRZEWLEKŁOŚĆ (bo to taką skargę wniosłem, formalnie ona się nazywa "skargą na naruszenie prawa strony do rozpoznania sprawy (...) bez nieuzasadnionej zwłoki") jest to, czy orzeczenie jest prawomocne. To zaś jest definiowane przez samo prawo, czyli art. 363 § 1 Kodeksu postępowania cywilnego:
(i dalej tam jeszcze 2 paragrafy doprecyzowujące ten problem). Jeśli nie przysługuje zaskarżenie, to sprawa jest zakończona. Podlega więc dowodzeniu (stosownie do art. 227 Kodeksu postępowania cywilnego oraz zasady samodzielności sądu wyrażonej w art. 233 § 1 Kodeksu postępowania cywilnego, oraz do przepisów o interpretowaniu dostępnych dowodów z dokumentu: art. 244 i 245 k.p.c., występuje tzw. domniemanie zgodności z prawdą treści dokumentu urzędowego, np. jakichś notatek urzędowych z Policji) to, czy mam prawo się odwołać od nakazu zapłaty, czy nie mam. Tego na 180 tys. zł, na którym straciłem z uwagi na odsetki 215 tys. zł i o którym pisałem tutaj: http://forum.bandycituska.pl/viewtopic.php?f=11&t=3246 (nawet sygnatura tam była ustawiona, patrz blog www.bandycituska.pl).Orzeczenie sądu staje się prawomocne, jeżeli nie przysługuje co do niego środek odwoławczy lub inny środek zaskarżenia.
Otóż prawo do odwołania się przysługuje w terminie dwóch tygodni od doręczenia nakazu zapłaty (tak wg: art. 502 § 1 Kodeksu postępowania cywilnego). A zatem musi istnieć legalne, czyli skuteczne prawnie, doręczenie nakazu zapłaty, a później jeszcze muszą — od początku dnia następnego (tak wg: art. 165 k.p.c. w zw. z art. 111 § 2 k.c.) względem tego doręczenia — upłynąć 2 tygodnie (jest 14 kolejnych dni na złożenie w sądzie czy wysłanie pocztą sprzeciwu), by takie orzeczenie było prawomocne. Jeżeli nie doręczono legalnie, czyli skutecznie w prawie, nakazu zapłaty, to oczywiście pozostaje on wciąż zaskarżalny. Tak jest i w moim przypadku, skoro w październiku 2014 r. dostarczano go pod złym adresem, jak kilkakrotnie zaświadczała Policja, która miała w innych sprawach sądowych i prokuratorskich zadanie ustalenia mego adresu. Sprawdzała to bezpośrednio u właścicieli i robiła notatki. Widać je w aktach. Sąd to zlekceważył, czyli zlekceważył brak skutecznego, dokonanego pod moim adresem, doręczenia. Poprzestał na stwierdzeniu, że "sprawa jest zakończona, bo Sąd Okręgowy uznał, że skutecznie doręczono mi ten nakaz zapłaty".
Takie radykalne zdejmowanie z siebie obowiązku dowodzenia, badania dowodów, całkowite przejmowanie cudzych ustaleń faktycznych jest zupełnie nielegalne (mówi się w tym kontekście, w doktrynie prawa, czyli w podręcznikach, o rażącym naruszeniu zasady bezpośredniości przy ocenie dowodów; oczywiście wszelkie twierdzenia sądu o faktach, w sytuacji, gdy dostaje on tylko tomiki akt, sprowadzają się do jakiejś oceny dowodów, chyba że występują fakty powszechnie znane). W tym zaś przypadku to zupełne pominięcie swojej roli — w kluczowej sprawie, bo decydującej o tym, czy mi skargę odrzucają, czy też przyjmują do rozpoznania — oznacza też naruszenie Konstytucji, ponieważ art. 77 ust. 2 Konstytucji głosi, iż musi istnieć droga sądowego dochodzenia naruszonych praw i wolności, np. prawa człowieka do sądu (czyt. rzetelnego, sprawiedliwego postępowania sądowego, w którym nie jest się pomijanym, tylko dostasje się stosowne zawiadomienia; to jest już doskonale ustalona w orzecznictwach polskich i międzynarodowych sprawa, doskonale znana też w książkach). Taka droga oczywiście jest jakimś postępowaniem sądowym, to sądy same muszą dokonać swojej naprawy, jako władza odrębna od innych władz. Postępowanie sądowe zaś musi być dwuinstancyjne. Oznacza to, że jeśli sąd I instancji, którym tu był Sąd Okręgowy, upiera się, żeby mi nie dostarczyć nakazu zapłaty, bo uważa sprawę za zakończoną, to musi istnieć sposób odwołania się od tego — do II instancji. Ta II instancja musi wtedy to badać i naprawiać błędy, dostrzegać dowody itd., wszystko musi podlegać uczciwej korekcie, jeśli jest potrzeba. Tak gwarantuje Konstytucja (art. 176 ust. 1 Konstytucji RP: "Postępowanie sądowe jest co najmniej dwuinstancyjne"). Przy tym skarga na przewlekłość jest czymś w rodzaju kolejnej instancji, ponieważ ustawa o skardze przewiduje, że rządzi się ona zasadami takimi, jak zażalenie w odpowiednim postępowaniu (czyli cywilnym lub karnym, zależnie od sprawy). Tą skargą mógłbym wygrać i uzyskać urzeczywistnienie mego prawa do sądu, poprzez -- w pierwszej kolejności -- darmowe dosłanie mi nakazu zapłaty, jeszcze raz, wraz z całym odpisem pozwu, a oni mi to uniemożliwiają. Podchodzą do sprawy "skoro przegrałeś w I instancji, uznali sprawę za zakończoną, to koniec wszystkiego". To jest nielegalne. Oto skan orzeczenia:
Sprawę mej skargi na przewlekłość opisałem tu już wcześniej w ramach wątku na temat kolejnych prób ruszenia sprawy "kradzieży sądowej" w postaci robienia sprawy sądowej bez mojego udziału i przyzwolenia i potem upierania się, że "już tylko egzekucja":
http://forum.bandycituska.pl/viewtopic.p ... 7388#p9225
Na tej skardze na przewlekłość powinienem zarobić rzędu przynajmniej kilka tys. zł, a najlepiej i kilkanaście, ale sądy niestety zupełnie mnie odzierają z praw, nawet tych konstytucyjnych. Wbrew zasadom, głoszonym przez podręczniki i Sąd Najwyższy, wbrew też pewnie temu, co sami sędziowie na co dzień robią w sprawach innych osób.